czwartek, 13 marca 2014

rozdział 4

Lekcja pierwsza, temat ; Obrazy mugoli, a obrazy czarodziei. Profesor Nightmaare ruszyła różdżką i na tablicy pojawił się temat. Mugoloznactwo było jedną z nielicznych lekcji, którą ślizgoni mieli bez innych domów. I naturalnie nie należało do ich ulubionych przedmiotów. Kto jak kto ale oni nie przepadali za nauką o ludziach nie magicznych. Zastanawiali się po co mają się uczyć o kimś kto nigdy nie będzie dla nich zagrożeniem.  Profesor Nightmaare była drobną, ruchliwą czarownicą, o rudych kręconych włosach zawsze w nie ładzie. Budziła u każdego sympatie, tak więc mimo że nie młodzi arystokraci nie lubili tego przedmiotu, przez samą sympatię jaką darzyli profesorkę starali się udawać, że to ich interesuje. Po za tym ona też kiedyś była w domu węża i rozumiała ich niechęć do mugoli.
-Moi drodzy..Portret czyli jak to mugole określają namalowane przez artystę ciało i głowa człowieka. Niektórzy mugole mają tych obrazów wiele, są to obrazy ich przodków lub ich rodziny,lecz mugole nie wiedzą że są także inne portrety lub obrazy. Mugolskie portrety są tylko kolorowymi obrazami, ale czarodziejskie nie!Portrety czarodzieji są ruchome, krzyczą, mówią, śpiewają, poruszają się itp. Portret może zadawac pytania. Weźmy za przykład Grubą Damę. Przed wejściem do dormitorium Gryffindoru musisz podac hasło tak jak i w innych dormitoriach. Jeśli go nie podasz to nie wejdziesz, obraz przesuwa się czyli porusza się! Mugole o tym nie wiedzą! Myślą że ich portrety sa piękne i nawet mówią "Ta postac wygląda jak by była ruchoma!" Czarodziejskie obrazy przedstawiają sytuacje ruchomo.-Przeczytała im z podręcznika, pokazując na dwa obrazy.Jeden magiczny bo ruszający się a drugi sztywny. Layla patrzyła z uniesioną brwią na portret mugoli, zastanawiała się jak komukolwiek może się takie coś podobać.
-Moi drodzy co możecie powiedzieć o tych portretach?-spytała z uśmiechem. Layli się wyrwało
-Portrety mugoli o ile można to coś nazwać portretem są makabrycznie nudne.-profesorka spojrzała na nią.
-Rozwiń myśl Layla.-Zachęciła ją. Młoda Malfoy poprawiła się i dodała
-Chodzi mi o to pani profesor, że one są bez wartościowe. Mugole chyba robią je tylko po to by podobizny tych mugoli wisiały im na ścianach, za to portrety robione przez czarodziei są jak żywe osoby i można z nimi prowadzić normalną rozmowę...-
-Dobrze, 30 pkt dla slytherinu.- poruszyła różdżką i na tablicy pojawił się napis
"Wniosek moje dzieciaki jest taki ,że mugolaki są na niższych stopniach niż my. Dziękuje koniec lekcji". Pozwoliła im wyjść na przerwę.  Layla odwróciła się do Alice i Juliet.
-Dobra ,co teraz mamy?-spytała wchodząc na schody.
-Eliksiry.-odparła Alice.
-Aha, to będziemy mieć komedie w wykonaniu gryfonów.-dodała Juliet. Layla uśmiechnęła się drwiąco, to już nawet nie było śmieszne, tylko tragiczne jak oni robili z siebie idiotów.  Nie chciało jej się wierzyć,że ktoś może być aż tak głupi, by na każdej lekcji podpadać Snapeowi. Gryfoni znów zastawiali przejście. Layla odepchnęła ich na boki i weszła środkiem do sali.
-Malfoy! Nudzi ci się?!-krzyknęła Anne ,którą popchnęła na ścianę.
-Exquse me? Co mówiłaś? Bo twój szlamowaty głosik słabo rozchodzi się przy mojej zajebistości.-odparła arogancko bawiąc się różdżką. Najbliżsi ślizgoni posłali jak zwykle Anne pogardliwy wzrok. Layla zadowolona z siebie ani trochę nie zmieniła wyzywającego spojrzenia..
-Co Malfoy myślisz ,że jesteś od mnie lepsza tylko dlatego ,że jesteś arystokratką czystej krwi i masz forsy jak lodu i ,że twoi rodzice są poważanymi osobami w ministerstwie? A wiesz co myślę? Że nawet woźny ma bardziej klasy niż każdy z was tych wyniosłych ,zakochanych w sobie ślizgonów.-odparła zdenerwowana Anne.
-Zamknij się. Nikt cię nie pytał o zdanie wredna szlamo.- odparli chórem ślizgoni, obrażeni jej wypowiedzią. 

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 3

Draco oraz Pansy Malfoyowie, właśnie zasiadali do obiadu. Panowała cisza. Siedzieli na przeciwnych końcach stołu i jedli obiad łypiąc na siebie spode łba. Właśnie znów zaliczyli  kolejną kłótnie. Draco cicho westchnął, kłótnie były codziennością od kąt ich jedynaczka poszła do Hogwartu. Bycie sam na sam z Pansy zaczynało go męczyć. Cokolwiek by nie zrobił, w jej miewaniu było źle. Uśmiechnie się do znajomej z Ministerstwa na ulicy, to jego żona od razu robi mu awantury.
"Ja się pytam, gdzie ta Pansy, którą pokochałem?"pomyślał jedząc kawior. Nagle zabrzmiał dzwonek jego iphona.
-Pewnie ta flądra, z którą mnie zdradzasz..-mruknęła jadowicie Pansy pijąc czerwone wino.
-Pansy...ile razy mam ci mówić kochanie,że z nikim cię nie zdradzam?!-odparł otwierając sms -A po za tym to nasza Layla.- dodał widząc jej uniesioną brew. Pani Malfoy wstała z krzesła, wyjęła z ręki męża telefon i zanim on zdążył odczytać wiadomość, ona przeczytała ją po cichu. Usiadła gwałtownie, ściskając komórkę.
-Draco, musisz coś z tym zrobić! Trzeba to natychmiast zgłosić do Ministerstwa!.-gorączkowo mówiła. Draco spojrzał pytająco i zabrał komórkę by przeczytać o co chodzi.
-Że co?!- zachłysnął się piciem. -Co ta Mc Gonagall myśli,że taki sprzęt to rośnie na drzewach?!-zdenerwował się. Uderzył pięścią w stół 
-Ontan!!! Natychmiast połącz mnie z dyrekcją Hogwartu!- krzyknął do domowego skrzata. Tym razem to pogada sobie z Minewrą jak należy. Przeszedł do pokoju konferencyjnego a za nim Pansy, on usiadł w swoim skórzanym fotelu a ona obok. Zwrócili się w stronę ekranu na którym miała pojawić się dyrektorka Hogwartu do wideo rozmowy. Po kilku sekundach raczyła się pojawić.
-O witaj Draconie, Pansy, jak miło was widzieć.-zaczęła z dyplomatycznym uśmiechem.
-Chcielibyśmy móc to samo powiedzieć o tobie, ale niestety byłoby to kłamstwo.-odparła tonem pełnym jadu Pansy.  Dyrektor poprawiła swoje okulary spojrzała na nich pytająco.
-O co chodzi państwo Malfoy?-spytała rzeczowo.
-Sądzę,że dobrze wiesz Minewro.-odparł Draco. Podwinął rękawy i dodał -Naprawdę sądzisz Minewro, że tablety rosną na drzewach?! A po za tym zmieniać je w groźne nieobliczalne zwierzęta...Wiesz ,że naraziłaś moją córkę na niebezpieczeństwo? Ja tego tak nie zostawię.-
-Draconie... twoja córka zamiast zachowywać się na lekcji jak należy, to razem z innymi ślizgonami zabawiała się tymi "zabawkami" mało tego jest wyraźnie arogancka i ma gdzieś większość prowadzonych lekcji, po za tym ona i cała reszta ślizgonów gnębi gryfonów.-odparła z protekcjonalnym tonem.
-Minewro po za byciem prawą ręką ministra magii jestem też w radzie nadzorczej, i ostrzegam cię to będzie mieć swoje konsekwencje. Żegnam.-zakończył połączenie. Hogwart schodzi na psy...po za tym Dracon Malfoy nie widział w zachowaniu swojej córki nic złego, zachowuję się tak została wychowana. Oburzył się na samą myśl,że Mc Gonagall stara się nawiązać węzły między czystymi a szlamami...To było nie do pomyślenia... Zdenerwowany sam nie wiedział co ma teraz zrobić. Jak by było tego wszystkiego mało to jeszcze Czarny Pan musiał zwalić mu się na głowę. Niech już Voldemort ukatrupi tego Pottera a nam wszystkim da spokój przecież ja to nie ciotka Bellatrix, by iść ślepo za nim. Jego iphone znów dał znać ,że ktoś próbuje się z nim jeszcze skontaktować. Spojrzał na wyświetlacz.
-Nie no Potter..A ten tu czego?-warknął cicho nim odebrał.
-Dracon Malfoy, słucham?-zebrał się na jak najbardziej neutralny ton.
-Harry Potter, z tej strony. Draco musimy pogadać...
-Nie teraz Potter.-odparł wkurzony.
-To jest ważne inaczej nigdy bym nie dzwonił do kogoś, kto pracował dla gościa,który chciał mnie zabić,Malfoy.-odezwał się Harry. Draco prychnął w myślach powiedział "Serio Potter?! Ja nadal dla niego pracuje."
-Dobra gadaj, bo naprawdę nie mam czasu ani ochoty na jakąś durną grę wybrańca.-odparł niezbyt miło.
-Nie przez telefon, Draconie.-
-Co aż tak ważne ,że osobiście muszę się fatygować? -sarkazmem odparł mu Draco.
 -Tak.-usłyszał w słuchawce.
-Teraz, przy  Grimuald 13 place...-dodał Harry
-Tylko bez sztuczek Potter.-odparł teleportując się. 
***
Draco przybył na podany adres z wyciągniętą różdżką. Zastanawiał się po jaką cholerę zgodził się przybyć. Nagle usłyszał za sobą hałas pojawiania się skrzata.
-Panicz Malfoy.Proszę za mną.-
-Stworek...-odparł idąc za nim do salonu mijając portret swojej babki Druelli. Niespodziewanie pani Black odezwała się.
-Draco, nareszcie ktoś wartościowy. Nie masz pojęcia jakie katusze wnuczku cierpiałam gdy po moim domu panoszyły się szlamy i zdrajcy.- Draco minął jej portret uśmiechając się blado. Wszedł za skrzatem do salonu. Na sofie siedział Potter. Dracona zdziwiło to ,że Potter był sam. Bez tego durnego Weasleya, bez tej przemądrzałej szlamy Granger, bez swojej żony. Usiadł na przeciwko Harrego.
-Co jest Potter?-spytał.  
Harry uśmiechnął się, rozwinął pergamin i wskazał na jego zawartość. Draco wziął to do ręki i zamarł...Przecież to drzewo genologiczne jego rodziny. Przetarł ręką oczy. Czy on dobrze widzi?! Co tam robi nazwisko "Potter"?! Po sekundzie zdał sobie sprawę...
-To jakiś żart? Przecież my nie możemy być spokrewnieni.-powiedział na nowo kładąc to na stole.
-A jednak jesteśmy kuzynami.-odparł Harry nie spuszczając wzroku z Draco.
Blondyn miał wielką ochotę użyć na pierwszej lepszej osobie Cruciatusa. Przecież to już kompletnie nie trzymało się niczego.On i jego szkolny arcywróg kuzynami...Nie no cudnie. Uśmiechnął się sztucznie.
-A więc "drogi kuzynie".-zaakcentował słowo kuzynie -Czas chyba skończyć nasz spór.-
-Racja, Draco. Najwyższy już czas.-zgodził się Harry.
Draco blado się uśmiechnął. Ciekawe co jeszcze go spotka w tym dniu. Może nagle pojawi się Kingsley i oznajmi mu ,że zrzeka  się na jego korzyść posady? Dobre sobie. Nigdy by nie przypuszczał,że on i Potter mogą być kuzynami.
-Polej mi ognistej whisky.-rzucił zdezorientowany tym wszystkim.

rozdział 2

-To w ogóle nie ma sensu!-powiedziała Layla do swoich przyjaciół obecnych kilka dni temu na naradzie w jej domu. Siadając na sofie w pokoju wspólnym ślizgonów, pierwszaki mieli już ciszę nocną a starsze roczniki chodziły po Hogwarcie, więc nie było mowy by ktoś nie powołany wciął się w rozmowę. 
-A co niby ma znaczyć ta wskazówka ,którą nam dał.-rzucił Paul rozsiadając się obok niej.
-Przeszłość zawsze jest zapowiedzią przyszłości...-dodał teatralnym tonem cytując Czarnego Pana. Obecni ślizgoni parsknęli śmiechem. Dobra, bazyliszka mogli mu załatwić, ale jak niby mają do tej komnaty sprowadzić Pottera?! Przecież nie wezmą go Imperiusem....
-Mam!-Layla w końcu wpadła na pomysł -Przecież można wykorzystać Pelerynę ,którą zgubił Potter, by wprowadzić do zamku zwolenników Czarnego Pana...-dodała z złośliwym uśmiechem. 
-I to oni by przejęli to wszystko od nas i wykonali by osobiście resztę planu.-uzupełnił Avery.
-Dokładnie, a nas o to by nikt nie podejrzewał.-odezwała się Alice.
***
Uczniowie z domu węża byli dobrze spóźnieni na transmutacje, uczoną przez dyrektorkę. Gdy weszli krukoni i gryfoni notowali coś na pergaminach. Koło biurka przechadzał się najzwyklejszy pręgowany dachowiec. Ślizgoni rozsiadli się jakby byli w swoim pokoju wspólnym. Byli przekonani ,że mają farta zdążyć przybiec przed Mc Gonagall.
-Heh, na szczęście nie ma jeszcze tej starej wiedźmy.-odezwał się Flint. Ledwo to powiedział a z kota przed nim wyrosła dyrektorka. Ślizgoni w żadnym wypadku nie odwrócili wzroku, mało tego rzucili dyrektorce i pozostałym wyzywające spojrzenie.
-Właśnie zarobił pan minusowe punkty dla slytherinu panie Flint.-powiedziała siadając za biurkiem.
-A niech ją Avada kedavra trzaśnie...-prychnął. Dyrektorka zignorowała to. Nadal zastanawiała się dlaczego pozwala tak aroganckim, rozpieszczonym czarodziejom uczęszczać do Hogwartu. Zaczęła prowadzić lekcje, raz po raz chrząkała próbując dać ślizgonom do zrozumienia, żeby zainteresowali się lekcją. Jednak oni  mieli ją głęboko gdzieś. Co nie którzy z nich wystawili nogi na ławki, by pokazać swój całkowity brak zainteresowania gadaniem profesorki. Layla jednak była zbyt dobrze wychowana by wystawić nogi, zamiast tego wyjęła tableta i po prostu zaczęła przeglądać internet.  Mc Gonagall podeszła do nich, stuknęła różdżką każdą nowinkę techniczna jaką mieli na wierzchu, przemieniając ich rzeczy w zwierzęta. Gdy tylko Layla spostrzegła ,że zamiast tabletu trzyma w rękach trzyma w rękach małego smoka. Przerażona pisnęła i cisnęła go na podłogę, podobnie uczynili inni ślizgoni,którym też zmieniła "zabawki" w smoki. Layla chwilę potem się opamiętała.
"Nie, nie będzie ze mną sobie tak pogrywać. Moi rodzice o tym się dowiedzą."pomyślała. Layla  cicho prychnęła z pogardą. Przecież jeszcze miała smartfona. Reakcja gryfonów i krukonów, jeszcze bardziej zdenerwowała wężowych. Nareszcie zaczęła się przerwa. Layla odepchnęła na boki zastawiających jej     przejście gryfonów i przeszła środkiem, a za nią Alice i Juliet.
-Głupia wiedźma! Moi rodzice się o tym dowiedzą.-mówiła wściekła.
-Ej, Malfoy! Fajny pokaz pisków.- zawołał za nią Sean.
-Spadaj Potter.-odwarknęła
Ślizgonki  usiadły pod drzewem na środku kampusu. Layla wyjęła telefon  i wysłała SmS do rodziców. Ta szlamowata Mc Gonagall nie miała prawa przemieniać jej tableta w takie coś!!

niedziela, 9 marca 2014

rozdział 1

Wakacje niestety szybko minęły. Był 30 sierpnia, rodzina Malfoyów już zdarzyła wrócić do swojej willi. Było po północy, a światła w Casa de Malfoy nie gasły. W swoich nie najskromniejszych progach gościli ponad sto osób. Powód tego zgromadzenia był jeden-Czarny Pan powrócił po 20 latach,życia w nie pewności. Panowało wielkie poruszenie. Layla siedziała cicho obok rodziców z ciekawością patrząc na coś co kiedyś było Tomem Marvolem Riddlem, jego wąż Nagini pełzał po stole. Lord Voldemort uniósł rękę dając znać by wszyscy zamilkli. Jasnowłosa przyglądała się nienaturalnie białej, z małymi szparami po nosie i wąskimi czerwonymi oczami twarzy, ze zdziwieniem gdy oderwała wzrok od czarnoksiężnika spostrzegła ,że Nagini zatrzymała się przed nią. Twarz Czarnego Pana wykrzywił grymas, który mógł uchodzić za uśmiech.
-Powiedz dziecko jak się nazywasz?-syknął
-Layla Malfoy, panie.-odparła skłaniając się lekko.
-Córka Dracona, a wnuczka Lucjusza. Kolejna osoba o jakże Czystej Krwi.-odsyknął -Czy wiesz dziecko, że Nagini nigdy nie była przy nikim oprócz mnie tak łagodna?-
-Nie panie.-odparła nie wiedząc co ją czeka. Lord Voldemort postukał różdżką w blat stołu.
-To bardzo dobrze ci wróży młoda damo, Nagini zna się na osobach i ciebie obdarzyła zaufaniem, za tem i ja ci zaufam Córko lojalnego mi rodu.-pokazał by usiadła.
-To wielki zaszczyt.-odparła siadając.
Lord Voldemort wstał i zaczął się przechadzać między siedzącymi jego zwolennikami.
-Jak wszystkim wiadomo Potter ma syna, który jakimś cudem odziedziczył znak...Teraz moi drodzy poplecznicy będziemy mieć aż dwóch Potterów do zgładzenia. Chłopiec,który przeżył w końcu spotka śmierć, wysłaną od mnie!!! Ale by go jeszcze bardziej zabolało...mam misje do najmłodszych.-spojrzał na dzieci śmierciożerców. 
-Jak zapewne drogie dzieci wspominali wam rodzice, czy dziadkowie, Komnata Tajemnic została drugi raz otwarta 20 lat temu a Bazyliszek zgładzony...Wy moi drodzy musicie stworzyć bazyliszka a resztą zajmę się ja!!!-zaśmiał się morderczo. Młodzież siedziała jak na szpilkach. Komentowanie planu Voldka nie mogło im wyjść na dobre, mieli dość duży znaczący problem. Żadne nie miało pojęcia jak zrobić bazyliszka. Czarny pan widząc ich zakłopotanie odparł
-Dajcie kurze jajko pod ropuchę by je wysiedziała-
Nikt nie chciał się przyznać,ale każdy miał co do tego wątpliwości...Nikt oprócz Czarnego Pana nie był wężousty.

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 11

Nadszedł w końcu koniec roku. Wszyscy na stołówce byli podekscytowani, każdy wymieniał jakie ma plany na wakacje.
Dla nie których to był ostatni rok, więc żegnali się z swoimi młodszymi kolegami i koleżankami. Każdy był w dobrym humorze. Po śniadaniu mieli wrócić do domów. Ślizgoni przekrzykiwali się kto spędzi wakacje w  bardziej prestiżowym miejscu.
-Mnie moi rodzice zabiorą do Paryża, w odwiedziny do tamtejszych  swoich przyjaciół.-odparła Layla na przechwałki Flinta,że on jedzie do Bułgarii.
-Ja niestety przez całe wakacje będę w domu.- marudziła ciemnowłosa Alice, pijąc po łyku  sok dyniowy.
-Mi już zapowiedzieli,że mam z nimi  jechać do Albani.-powiedział nie zadowolony Paul. 
-Ojojoj, ktoś tu  nie zbyt  lubi ten kraj.- prychnęła Layla. Avery odparł jej wzrokiem, czy ona by lubiła      takie miejsce gdzie co chwila są toczone walki między mugolami. Odparła mu również wzrokiem, by nie przejmował się mugolami, w końcu od tego są te idiotyzmy wspierane przez Gryfonów. Dyrektorka wstała   prosząc wszystkich o uwagę. Ślizgoni spojrzeli na nią znudzeni. Spodziewali się ,że znów zacznie nudzić.
-Moi drodzy kolejny niezwykle owocny rok dobiegł końca. Większość z was powitam za dwa miesiące, innych żegnam bardzo serdecznie i życzę udanego dorosłego życia. Po za tym od września powstanie koło skupiające najzdolniejszych z was - Alfa, nauczyciele zwrócili moją uwagę na  nie których uczniów wykazującą się niesamowitą wiedzą, zdolnościami, muszę przyznać ,że zszokowało mnie, że większość protegowanych jest z pierwszych roczników, a największa ich ilość pochodzi z Slytherinu, Gryffindoru i Ravenclawu.- Rozległy  się dyskusje. Byli zaskoczeni,że najwięcej podobno jest tam ślizgonów. 
-Moi drodzy czas udać się do ekspresu.-powiadomiła Mc Gonagall.

***
Paryż obok Londynu i Wenecji była jednym z najważniejszych miast w polityce czarodziejów. Layla i jej rodzice należeli do osób często odwiedzających to piękne miasto. Rezydencja przyjaciół rodziny mieściła się w dzielnicy willi. Nawet Layla musiała przyznać ,że Paryż ma w sobie atmosferę niesamowitą. Przewróciła oczami gdy skrzaty Rosierów wnosiły do środka ich walizki, kolejny raz musiała gościć u tej dwójki wkurzających francuskich bliźniąt. Przywołała na twarz sztuczny uśmiech. Znowu przez całe wakacje musi znosić starszych od niej o rok Miralesa i Miraclesa Rosierów, była szczęśliwa ,że oni nie uczęszczają do Hogwartu. Wkurzali ją ale nie mogła im zagrozić, ponieważ ich ojciec był w ministerstwie magii we Francji a jej w Angli i to mogło by doprowadzić do konfliktu. Heh, była zmuszona ich jakoś znieść...Kto wie może kiedyś ich polubi???
-Aquamenti!!!-rozległ się krzyk po obu jej stronach. Nim zdążyła wyczarować tarcze była cała mokra...
"Nie no nie. ZNOWU!!!??? To się robi nudne!"pomyślała odpłacając im tym samym tylko z większą siłą. Bliźniaki Rosierów nie zwrócili najmniejszej uwagi na to ,że są cali przemoczeni, zaczęli tarzać się po trawniku ze śmiechu. Czasami Layla poważnie zastanawiała się nad ich statusem. Czy oni aby na pewno byli czystej krwi?! Zachowywali się jak zwykli mugole. Młoda Malfoy nimi gardziła najchętniej gdyby mogła potraktowała by ich Cruciatusem,ale nie mogła. Wyobraziła sobie jak ich tym zaklęciem torturuje i się uśmiechnęła...O tak, to byłoby dobre. Dorośli wyszli na jakąś naradę razem z tamtymi, podejrzewała ,że chodziło o to ,że Czarny Pan się odradza...jak mogli jej to zrobić? Zostawić ją z tymi dwoma idiotami?! Osuszyła się za pomocą zaklęć. Bez słowa zamierzała iść do pokoju ,który gościnnie zajmowała. Mirales i Miracles szybko sie podnieśli i zastawili jej drogę.
-Co młoda fochnęłaś się?-spytali. Nie odpowiedziała im tylko zamieściła kolejny post na portalu społecznościowym. "Nie no, cudnie mnie rodzicie urządzili...Kolejne wakacje z dwoma kołkami, którzy zachowują się jak mugole"

środa, 5 marca 2014

rozdział 10

-Dobrze, dzieciaki. Na ostatnich zajęciach były druzgotki to teraz pora na  zaklęcia nie wybaczalne. Zna ktoś może jakieś?-rozpoczął lekcje prof.Neville Longbottom. Ślizgoni spojrzeli po sobie. Jasne,że znali. Ale postanowili o tym nie wspominać, bo po co ? By być podejrzanymi o ich używanie? Po za tym ta lekcja była dla nich nudna. Layla stukała rytmicznie w blat ławki różdżką, jak zwykle na Obronie przed czarną magią, bardzo się nudziła, ponieważ wszystko to co mówił opiekun gryfonów było jej wiadome od najmłodszych lat. Profesor był już do tego przyzwyczajony od pierwszych lekcji,że mają gdzieś jego wykłady. Nawet nie ukrywali swojego znudzenia. Ziewali, prowadzili rozmowy, uśmiechali się ironicznie, rzucali do siebie kartki...Tak dłużej być nie może! Podszedł do grupy ślizgonów siedzących na tyle, oni najbardziej przeszkadzali mu na lekcjach. Teraz im pokarze tego konsekwencje.
-Malfoy, proszę wymienić trzy zaklęcia niewybaczalne.-powiedział krzyżując ręce.
-Imperius, Cruciatus , Morsmorde i Avada Kedavra.-odparła oglądając swoje paznokcie. Profesor przeczesał swoje włosy ręką. Niech go kule biją ;ślizgonka znała odpowiedź.
-30 punktów, dla slytherinu.-odpowiedział wracając na środek sali. Napisał za pomocą różdżki na tablicy nazwy tych zaklęć.Pierwszy raz słyszał o takim zaklęciu jak Morsmorde.Popatrzył po klasie. No tak ślizgoni znowu go ignorowali...
-Kto wymieni co one powodują?-zapytał. Rękę podniosła czarnowłosa Anne.
-Tak, panienko Grey?
- Imperius pozwala na przejęcie kontroli nad ofiarą, Cruciatus zaklęcie torturujące, Avada Kadavra zaklęcie powodujące szybką śmierć....a Morsmorde ...-wymieniła.
-Wyczarowuje mroczny znak.- odparła Alice siedząca obok Layli. Prof. Longbottom był zdziwiony. Skąd oni mają o tym zaklęciu pojęcie?! Będzie musiał zasugerować dyrektorce by zacząć im się lepiej przyglądać. -Podzielę was na zespoły mieszane. Panna Grey,Nott, pan Dany Weasley, Moonler,i pan Flint jedna grupa.
Panienka Malfoy, pan Avery, Zabini, Potter, Weasley, Dejnery. Trzecia....-dzielił ich na grupy. -Opiszcie wszystkie cztery zaklęcia niewybaczalne.-dodał-Macie na to 10 minut.-
Gryfoni w każdej grupie natychmiast wzięli się do pracy. Uczniowie domu węża usiedli wygodnie (na ile to możliwe) na szkolnych ławkach i toczyli nie zobowiązujące dyskusje między sobą.
-Może byś cie tak łaskawie pomogli? W końcu wy się na tym znacie..-zasugerował Sean.
-Czy ty odważasz nam się coś sugerować?-odparł z lekko wyczuwalna wrogością Paul. 
-Owszem. O ile się nie mylę to wasi przodkowie często ich używali...-dodał Jasper.
-Słuchajcie gryfoni....Sprawa wygląda tak żadne z nas nie ma zamiaru się z wami użerać...opiszecie to sami i dopiszecie nas jako współautorów, albo sami na własnej skórze przekonacie się jak działają te zaklęcia...Rzecz jasna oprócz Morsmorde, bo nie jesteście godni by na was go użyć.,-syknął Zabini. 
-A to niby co miało znaczyć Zabini?-syknęli razem Dejnery i Weasley.
-Nie ma sensu wam tego tłumaczyć...Bo i tak panowie zrosło móżdżki nie zrozumiecie.-odparła Layla nie zwracająca do tej pory uwagi na nich. Z kim i za co ona musi pracować?! Jedyna dziewczyna w grupie, a reszta to kłócący się idioci. Pora by ona wzięła inicjatywę w swoje ręce.
-Paul, Nate mówię to nie chętnie ale musimy tym debilom pomóc, nie możemy sobie pozwolić na utratę kolejnych punktów. A wy gryfoni na Salazara Slytherina przestańcie nas prowokować, mówiąc coś o naszych korzeniach, bo tak naprawdę nic o nas nie wiecie. Więc ten jeden jedyny raz musimy współpracować.-powiedziała wymachując różdżką to na jednych to na drugich. Gryfoni spojrzeli po sobie nigdy nie pomyśleli by,że kto jak kto ale ślizgonka na pewno nie przyzna ,że oni w tej grupie nawzajem się potrzebują. Kiwnęli głową.
-Dobrze Malfoy. My zajmiemy się opisem jak się przed nimi bronić a wy nimi. Pasuje? -odparł Potter.
-Niestety musi -odparła. -Zabierajmy się do roboty.- zaczęli pisać. Gryfoni pokazali im swoją kartkę z zaklęciami obronnymi... Layla poirytowana powiedziała
-A co to ma być? A gdzie Bloodbons? Gdzie Mythal?- Profesor podszedł do nich słysząc nazwy obronnych zaklęć ,które są uczone dopiero na ostatnim roku. Nie wiedział czy dobrze słyszał. Pierwszoroczni z domu węża znają te zaklęcia?! Poprosił by podali mu kartki i zaczął czytać co oni tam nabazgrali. Zaczął od zaklęć niewybaczalnych.
"AVADA KEDAVRA - zaklęcie uśmiercające, zakazana klątwa zabijająca (śmierć natychmiastowa), "wymaga potężnej mocy magicznej", za użycie tego zaklęcia grozi dożywotnie przebywanie w Azkabanie.
CRUCIO - zakazana klątwa Cruciatusa, która zadaje ból krzyżowy - zaklęcie niewybaczalne, sprawia ofierze wielki ból , nazwa tego zaklęcia wzięła się od łacińskiego czasownika "cruciare" co oznacza "torturować".
IMPERIO - zaklęcie dające czarodziejowi całkowitą kontrolę nad wybrana osobą. Zakazana klatwa Imperiusa. Za uzycie tego zaklecia grozi Azkaban.
MORSMORDRE - wywołuje znak ciemności - Mroczny Znak (znak mordu).
Mortaddin - Bardzo potężne zaklęcie uśmiercające. Ma taką moc że mogło by zabić 300 smoków za jednym razem. Broni przed nim jedynie Mythal, lecz nie zawsze udaje się odbić zaklęcie.
Zeiutmy - Klątwa diabelstwa. Gdy ktoś będzie nosił tą klątwę będzie diabelstwem (półczłowiekiem i pół przeklętym). Tego czaru nikt od dawna nie używał oprócz czarnoksiężników, ponieważ nikt na to nie zasługuje. Klątwa ta nie mija nawet po 1000 lat, czyli przenosi się na kolejne pokolenia."  
Po chwili wziął do ręki drugą kartkę z zaklęciami obronnymi.
"DELETRIUS - zaklęcie powodujące zniknięcie tego, co wyczarowała różdżka, przeciwzaklęcie do Prori Incantatem (przeciwność).
ENERVATE - zaklęcie przywracające przytomność, niweluje skutki zaklęcia oszałamiającego, przeciwzaklęcie do Drętwoty.
EXPECTO PATRONUM - zaklęcie zwane Patronusem, na dźwięk którego pojawia się Patronus - rodzaj pozytywnej siły zwalczającej dementorów. Jest projekcją tego, czym żywi się dementor, czyli nadziei, szczęścia, woli przeżycia, ale nie może odczuwać rozpaczy jak prawdziwy człowiek, więc dementor nic mu nie może zrobić. Jest to bardzo trudne zaklęcie, wielu wykwalifikowanych czarodziejów ma z nim trudności.
EXPELLIARMUS - zaklęcie rozbrajające (znaczy wyrzucać rozbrajać).
FERULA - zaklęcie unieruchamiające i bandażujące zranioną nogę, magiczny opatrunek (opatrzenie).
FINITE INCANTATEM - zaklęcie niwelujące działanie innych zaklęć (to samo co neutralizacja).
NOX - gasi światło na końcu różdżki, przeciwzaklęcie do Lumos ("anty blask").
PROTEGO - zaklęcie tarczy, powoduje wytworzenie tarczy ochronnej, która odbija zaklęcia.
QUIETUS - przeciwzaklęcie do Sonorus (cisza), powoduje zmniejszenie siły głosu do normalnego poziomu.
REDUCIO - zaklęcie pomniejszające. REDUCIO jest przeciwzaklęciem do Engorgio (zaklęcie powiększjące).
RELASHIO - zaklęcie, które powoduje, że z różdżki tryskają iskry, może też spowodować strzelanie ukropem, co stało się w jeziorze.Zaklecie to sluzy do obrony przeciw Druzgotkami
RIDDIKULUS - zaklęcie obezwładniające bogina, zmusza go do zamienienia się w coś zabawnego.
ZAKLĘCIE ODSYŁAJĄCE - zaklęcie odwrotne do zaklecia przywolujacego; ."
Spojrzał na całą grupę, zatrzymał wzrok na uczniach slytherinu. Wziął wdech, po czym wypuścił powietrze.
-Czy może mi panienka Malfoy powiedzieć co oznaczają zaklęcia ,ktorych panienka wymieniła nazwy chcąc by zostały umieszczone na liście zaklęć obronnych?- Layla przewróciła oczami. Mogła o nich nie wspominać...ale cóż jak już je wymieniła...
-Oczywiście prof. Longbottom. Mythal to potężne zaklęcie obronne tylko ono może odbić Mordatin i Avada Kedavrę, ale bardzo rzadko działa, najczęściej używa się do chronienia  szkół. Bloodbons to również potężne zaklęcie obronne. Zazwyczaj gdy potężny czarodziej chce chronić swoją rodzinę przed czarnoksiężnikiem używa tego zaklęcia. Ma coś związanego z więzami krwi...-odparła patrząc z wyzwaniem w oczach po gryfonach.
-Dobrze. Slytherin 50 punktów. Gryfindor 40. Koniec lekcji.-odparł zatrzymując te kartki. Musiał porozmawiać dyrektor Mc Gonagall. Te dzieciaki powinny być na wyższym poziomie.

poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 9

  Jasnowłosa pewna  panującej euforii po zwycięstwie jej domu zeszła na śniadanie. Jednak zdziwił ją ponury nastrój przy ich stole. Spojrzała pytającym wzrokiem po wszystkich ślizgonach. Czy tylko ona nie miała pojęcia co jest nie tak? Już miała spytać co jest ,gdy dyrektorka Mc Gonagall uciszyła wszystkich gestem. 
-Moi drodzy, dziś odbędzie się powtórka wczorajszego meczu quddicha. Zostałam poinformowana o tym czego dopuścił się Slytherin, niniejszym odejmuję Slytherinowi 30 punktów za tak haniebną rzecz. Drużyny przed rozpoczęciem meczu zostaną skontrolowane na obecność jakichkolwiek substancji wspomagających. Po śniadaniu mecz rozegra się na nowo. Dziękuję wam za uwagę.-usiadła na  swoim miejscu. Layla cicho przełknęła ślinę. Na Salazara Slytherina, jak ta stara wiedźma się o tym dowiedziała? Ktoś musiał jej na nich donieść! W myślach przeklinała to, że nie byli bardziej ostrożni. A może zbyt szybko po przerwie udało im się zmiażdżyć gryfonów? A co jeśli teraz wszyscy ślizgoni będą jej wytykać,że to przez nią? "Matko" pomyślała "Co ja poradzę na to,że nie cierpię przegrywać?"dodała  skubiąc powoli kromkę. Miała wyrzuty sumienia. "Może po prostu powinnam zaufać ich zdolnością? Przecież są świetni. Głupia ja." zamartwiała się. Przy stole ślizgonów panowała po raz pierwszy cisza, wszyscy byli zdołowani powtórką meczu. Nikt jej nie obwiniał przecież każdy by to zrobił, a tylko ona się odważyła. Layla napiła się trochę wody, po czym zwróciła się do zawodników.
-Przepraszam was chłopaki. To wszystko moja wina ,nie powinnam wam tego dawać. Przecież i bez tego byliście świetni.-
Uśmiechnęli się znikomie.
-Przecież to nie twoja wina. Nie powinniśmy cię ani o to prosić ani tego brać.- odpowiedział jej Paul.
-Wszyscy zawiniliśmy i wszyscy ponosimy konsekwencje Malfoy, więc nie bież tego tylko na siebie.Ale dziś pokażemy klase bez żadnych eliksirów.-dodał Goyle.
-No ja myślę.-uniosła lekko kąciki ust po raz pierwszy w tym dniu. Wyszli na boisko. Layla znów miała udać się do komentatorskich trybun gdy nagle ktoś chwycił ją za nadgarstek.
-To ty. Prawda?- zobaczyła Pottera w barwach gryfonskiej drużyny quiddicha.
-O czym ty mówisz?-postanowiła udać,że nie ma o niczym pojęcia. Potter oparł się o trybuny, skrzyżował ręce i powiedział
-Nie rżnij głupa Malfoy. Wiem ,że to ty...Nie powiem nic Mc Gonagall jeśli dasz mi trochę tego eliksiru.-
Layla szyderczo się uśmiechnęła.
- Serio Potter? Grozisz mi ,że powiesz Mc Gonall to co ona już odkryła? Dobre sobie.-
Sean zastawiał jej wejście nie speszony, posłał jej uśmiech jakby wiedział coś czego ona nie wie.
-O waszym oszustwie, owszem wie. Ale nie ma pojęcia kto to im dał.-odparł.
-Hmmm...No bravo Potter zaczynasz uczyć się mojego języka. Ale cię zmartwię.- znów szyderczo się uśmiechnęła.
-Na nic nie zda jej się ta wiedza. Bo tak się składa, że nic nie może mi zrobić. A teraz mnie przepuść, chyba ,że chcesz poznać smak Cruciatusa z mojej różdżki.- odepchnęła go na bok i weszła na trybuny.
Na całe szczęście tym razem miała komentować druga komentatorka- Iris z Ravenclawu. Layla zasiadła obok niej. Iris zasłoniła ręką mikrofon i spytała
-Te ploty to prawda? Drużyna od was była na eliksirze?
-Nie komentuje tych plotek.-odparła patrząc jak od nowa zaczyna się mecz quiddicha. Grali już blisko cztery godziny, gdy Sean z niewiadomych przyczyn robił dziwne akrobacje na miotle. Layla chwyciła drugi mikrofon i ironicznie powiedziała.
-Co trenujesz do baletu, Potter? Jeśli tak to trochę zły moment nie uważasz?- śmiech wypełnił całe boisko.
-Dzięki, za pomoc Layla. Sama bym lepiej tego nie opisała.-dodała krukonka do mikrofonu.
-Muszę nawet przyznać,że całkiem fajnie byłoby ci w tutu,Potter.-dodała po chwili krukonka. Patrząc na boisko. Wzięła łyk wody i o mało go nie wypluła.
-Być może Potter ćwiczy do baletu, ale moja współkomentatorka ślizgonka Layla. Nie może w to uwierzyć! Potter złapał złotego znicza przed ślizgonami!!! Gryfoni szaleją!!! No cóż moi drodzy ślizgoni musicie pogodzić się z przegraną. Komentowała dla was Iris z Ravenclaw, a wczoraj Layla z Slytherinu. No cóż Lay, jakie to uczucie gdy twój dom przegrywa,-
-Kto jak kto ale ty Iris, powinnaś to wiedzieć najlepiej bo przecież Ravenclaw odpadł jako pierwszy. Cieszcie się wygraną gryfoni, życzą wam wszyscy ślizgoni.- a po cichu dodała -Bo następnym razem przegracie.- Schodząc z trybun dla komentatorów, podeszła do czekających na nią przyjaciół. Udali się ku lochom by wejść do pokoju wspólnego. Usłyszeli za sobą pełne szczęścia okrzyki i śmiechy Gryffindoru. Drużyna ślizgonów zgrzytała zębami. Gdy wszyscy już przeszli ktoś wpadł na pomysł by odreagować to wymykając się do Hogsmeade. Jak postanowili tak zrobili. To nie było zbyt trudne, każdy praktycznie wiedział,że ślizgoni chodzą i robią to co im się podoba. Weszli do dziurawego kotła i zajęli jeden z największych stolików. 
-Ja nie mogę...Cholerny Potter...złapał znicza przed mną...-klnął nie koniecznie cicho Shadow.
-Uspokój się Renierder.-odparł Paul -Niech się cieszą...W przyszłym roku nie pokonają nas.- 
Odpowiedział mu na to głośny krzyk aprobaty innych.
-Twój komentarz Lay, po prostu miałem ochotę tak się zacząć śmiać,że o mało co a nie spadłbym z miotły-zaśmiał się Crouch.
Było im przykro,że jednak nie pokonali swojego największego konkurenta, ale po co mają się zadręczać?  Jak mogą dać upust nie zadowoleniu w inny sposób. Ślizgoni byli bardzo dobrzy w ukryeaniu swoich prawdziwych myśli, otwierali się tylko w swoim gronie. Do ich stołu podszedł kelner.
-Co dla was?-
-Sok z dyni dla wszystkich.-powiedzieli jednocześnie prefekci.
Kelner uniósł brew. Pierwszy raz słyszał by ktoś nie chciał piwa kremowego. W sumie powinien ich wyprosić, bo niebyli pełnoletni ale cóż wyglądali na dzianych a każdy galeon mu się przyda. Więc szybko przyniósł im zamówienie licząc na zacny napiwek. Spojrzeli na niego pobłażliwe, aż w końcu któreś rzuciło mu galeona. Kelner chwycił go by zobaczyć ile mu dali napiwku.
-Heh, jeden galeon...Uwaga bo zbiedniejecie.-mruczał odchodząc. Z końca sali, ktoś przyglądał się ślizgonom. Popijał kremowe piwo. 
-A więc to jest nadzieja czystej krwi?!- wypił łyk. Przyjrzał się swojej różdżce, był ciekaw czy oni mają ten sam dryg do czarnej magii co ich przodkowie, ale ciężko było mu to stwierdzić. W końcu oni są jeszcze za młodzi by ich w to wprowadzać. Przyjrzał im się i rozpoznał w nich podobieństwo do swoich popleczników.  Wszyscy byli ich potomkami. Nie miał pewności,że oni także kiedyś będą chcieli do niego dołączyć.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 8

Niedziela! Już od samego rana panowało wielkie poruszenie. Dzisiaj przecież miał odbyć się mecz quiddicza, Slytherin przeciw Gryfindorowi. Na śniadaniu ,przy stole ślizgonów panował istnie szampański nastrój. Ślizgoni byli pewni swojej wygranej, ich najnowsza technika jak dotąd ich nie zawiodła. Jeśli dochodziło do meczu między tymi dwoma domami to Hogwart był podzielony. Gryfonom kibicował oczywiście Gryffindor oraz Hufflepuff, a ślizgoni mieli poparcie swojego domu i Ravenclawu. Drużyna domu węża omawiała ogólnikowo swój plan na wygraną. Pozostali postanowili im nie przeszkadzać. Natomiast po drugiej stronie sali przy stole gryfonów, panowała dyskusja na temat tego co zobaczył Potter i jego przyjaciele.
-Ich trening, po prostu mnie zatkało gdy to zobaczyłem.
-Czyli te przechwałki, ze strony ślizgonów są uzasadnione?-spytał kapitan drużyny Matt Arow.
-Jak najbardziej. Matt oni jak latali za piłkami wyglądali jak szmaragdowe smugi.-mówił Potter odwrócony w stronę kapitana.
-Muszą mieć najnowszy model miotły.-zasugerował Jasper.
-To na pewno Weasley.-odparł kapitan popijając wodą kanapkę.-Możliwe ,że mają najnowsze, które weszły na rynek miesiąc temu.-dodał
-Matt, mówisz o Błyskawicach alfa ? O tych ,które podobno osiągają 250 km/h?-spytała Fiona Moonler jedna z pałkarzy.
-Tak. Jeśli oni je mają to czeka nas trudny mecz.-odparł. Ze strony ślizgonów dobiegła ich gromki śmiech, który oznaczał ,że slytherin jest pewny jest swej wygranej.
***
Drużyny udały się do swoich szatni, większość uczniów zasiadła na trybunach. Layli udało się zdobyć posadę komentatorki, więc udała się do specjalnej trybuny zasiadła na krześle i włączyła mikrofon. Odchrząknęła i zaczęła
-Witajcie na roztrzygającym meczu quiddicha. Slytherin zmierzy się z Gryfindorem o puchar. Pogodę mamy wręcz idealną na quiddich.- napiła się wody.
-A o to na boisko wchodzi drużyna Gryffindoru. Matt Arow -kapitan a zarazem ścigający, za nim kroczy Sean Potter tak, moi drodzy syn legendarnego Pottera na pozycji szukającego, czyżby kontynuował rodzinną tradycje? Za Potterem Jasper i Dany Weasleyowie pałkarz i obrońca, Fiona Moonler pałkarz, a za nią Anne Grey i Katherine Ementery ścigające. Z drugiej strony na boisko wchodzi drużyna Slytherinu. Kapitan Arctus Goyl'e grający na pozycji pałkarza, zaraz za nim Paul Avery obrońca, Almeras Crouch ścigający, Nate Zabini pałkarz, szukający Renierder Shadow, oraz dwoje ścigającychych Ernis Warrington,  i Josuke Higgs.- rozległy się wiwaty ślizgonów. 
-O tak gorące powitanie ze strony ślizgonów! Do boju Slytherin!-
Na boisko weszła pani Hooch ,która pełniła rolę sędzi. Wyrzuciła kafel w górę.
-Zawodnicy oderwali się od ziemi i polecieli zając swoje pozycje. Higgs przy kaflu podaje go do Warringtona. Ementery z gryffindoru próbuje go przejąć ale szybkie podanie do Croucha, który jest blisko obręczy gryffindoru. Czy Weasley obroni obręcze? Szybki rzut i jeeeeest!!! 10 punktów dla Slytherinu!!-
-Tłuczek leci na Pottera, Weasley odbija go w stronę Shadowa, szybkie pojawienie się Zabiniego i odbicie tłuczka z powrotem do Pottera.-napiła się znowu wody.
-Czy ja dobrze widzę ?! Tak, to kleszcze Parkina w wykonaniu ślizgonów! Jak sobie z tym poradzą gryffoni? Podwójne uderzenie tłuczka gryffonów....Tłuczek leci w stronę formacji slytherinu. ślizgońscy ścigający wykonują zwis leniwca...tłuczek ich mija. Mogą powrócić do przechwycenia kafla.-
Mecz trwał już blisko 5 godzin. Layla spojrzała na zegarek.
-Mija równe 5 godzin od rozpoczęcia meczu 290:250 dla Slytherinu. A złotego znicza nadal nikt nie złapał. Zawodnicy wydają się być zmęczeni czy pani Hooch zarządzi przerwę? Tak, mają dwie godziny przerwy. Do usłyszenia za dwie godziny.- zeszła z trybunów udając się w stronę drużyny ślizgonów.
Z strony trybunów zajmowanych przez ślizgonów i krukonów popłynęła dopingująca wrzawa
"Jedno wiemy Slytherin nie podda się,
szybkością swą Gryfonów pokonać chcą
Z dumą do swoich wrócą pokoi
290 do 2 stów 5 dych i zera
jeszcze 150 i Slytherin żegna frajera."
Gryfoni na to odparłi
"Kto najlepszy jest? Kto najlepszy jest ? Grryyyyyffindooorr!!"
Layla weszła za nimi do szatni. Zauważyła ,że są zmęczeni. Kto by nie był po pięciu godzinach gry? Znała na to radę eliksir euforii zdobyty od profesora Snape.
-Kiepsko wyglądacie.-zaczęła siadając obok nich na ławce.
-Też byś tak wyglądała po pięciu godzinach latania.-odparł Goyl'e
-Arctus, ja przez całe pięć godzin komentowałam tą waszą grę i uwierz gardło mnie boli jak nigdy.-odparła.
-Nie sądziłem ,że gryfoni aż tak nas zmęczą...-dodał Paul.
-Mam na to radę.-wszyscy na nią spojrzeli -Eliksir eupforii. Dodje energii.-
-Skąd go masz?
-Od Snape.
Podała im go ostrzegając by nie pyli więcej niż łyk, bo mogli by zacząć zachowywać się idiotycznie.
Przerwa się skończyła i gra została znowiona. Tym razem to już po godzinie złapano znicza. I Slytherin wygrał. 390:260


sobota, 1 marca 2014

rozdział 7

Avery zastanawiał się dlaczego Layla Malfoy, zadaje się z tamtymi "wielkimi obrońcami wszystkich uciśnionych" przecież to całkowicie nie leżało w jej naturze. Zwykle gardziła takimi osobami, a tu nagle przesiaduje z nimi na błoniach. Gdy tylko podeszła do niego zapytał z trudem skrywając gniew wywołany zazdrością
-Dlaczego się z nimi zadajesz?-spytał schodząc z miotły
-Spokojnie Avery, to tylko żart. Sprawdzam na ile są głupi.
-A już myślałem....-urwał odwracając od niej na chwilę wzrok.     -Co myślałeś Paul?-spytała. Avery zastanawiał się co jej powiedzieć. W końcu doszedł do wniosku,by lepiej nie kontynuować tematu. Zamiast tego powiedział
-Właśnie, mamy trening przed meczem z gryfonami. Chcesz popatrzeć?
Layla zauważyła,że zmienił temat. Doskonale go rozumiała. On jedyny znał prawdziwą Laylę, a nie tak jak większość-Laylę za ,którą ona chce uchodzić. W końcu znali się odkąd tylko pamięta.
-Jasne. Chce wiedzieć jak skopiecie im te gryfonskie tyły.-odparła idąc za nim w głąb boiska.
-Hahaha, tego możesz być pewna. Chociaż ich szukający- Potter mnie martwi...-powiedział pokazując nawołującym go kumplom z drużyny,że zaraz przyjdzie. 
-Nie martw się Paul, przecież jesteście świetni. Dosłownie zmiażdżyliście przemądrzałych krukonów i mistrzów z zeszłego roku puchonów.-pocieszyła go -A teraz idź zanim Goyl'e wyrzuci cię za opóźnianie treningów.- dodała idąc na trybuny.
W tym samym czasie "kółko adoracji" Pottera patrzyło w ich kierunku, dostrzegając jedynie zarysy ich postaci. Przyjaciele Layli już ich opuścili po tym jak co nie co się dowiedzieli się od gryfonów. Postanowili podpatrzeć trochę trening ślizgonów, w końcu Sean kontynuował rodzinną tradycje. Był tak jak jego ojciec i dziadek szukającym drużyny Gryffindoru. Podeszli w miarę blisko boiska i skryli się za trybunami. Widzieli wszystko dokładnie. Nie chciało im się wierzyć własnym oczom. Trening ślizgonów był dla nich levelem Hard. Jasper musiał przyznać jako pałkarz gryfonów, że nigdy nie widział by ktoś tak mocno odbijał piłki. Drużyna Slytherina latała z taką prędkością ,że widzieli tylko szmaragdowe smugi. Sean teraz już wiedział,że to będzie ciężki mecz. Nagle Anne go szturchnęła.
-Sean, zobacz.
Spojrzał w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę. Pokazywała na jednego z obrońców rzucającego raz po raz ukradkowe spojrzenia na trybuny, dokładnie tam gdzie była Layla. Nawet z tego miejsca rozpoznał ,że to Paul Avery. Sean poznał tego ślizgona przez przypadek w wakacje na meczu quiddicza sokołów z Heidelbergu grających przeciwko zaklinaczą z Czamb, wtedy to o mało nie doszło między nimi do pojedynku...Z zamyślenia wyrwał go Dany.
-Czy mi się wydaje czy on ma coś do Malfoy?
-Sądzę,że są przyjaciółmi. Ale on nie jest jednym z tych jej "przyjaciół" których ona traktuje jak służących, tylko jednym z tych ,których ona traktuje na poważnie.- odparł im ton kogoś, który brzmiał jak z wykładu. Była to dwójka krukonów, skrywająca się po drugiej stronie trybunów.
-Co wy tu robicie?-zapytała Grey.
-To co wy. Próbujemy zrozumieć zwycięską technikę ślizgonów.-odparła krukonka
-Jak mówiła Helena Ravenclaw, problem rozwiązuje się przez obserwacje.-uzupełnił krukon.
-Wiecie,że to nie czyste zagranie?- powiedziała Grey za nim zrozumiała paradoks.
Krukoni spojrzeli na nią i z typowym profesorskim tonem oznajmili
-Doprawdy? I mówi to osoba ,która przyszła tu dokładnie w tym samym celu co my. A na dodatek osoba pochodząca z domu o którym się mówi  "Tam gdzie męstwa kwitnie cnota." a jak zapewne zauważyliście to podpatrywanie jutrzejszych przeciwników do najuczciwszych nie należy. 
-Dobra. Macie nas.-powiedzieli z rezygnacją -Dobrze ich znacie?-spytali krukonów pokazując głową na Laylę oraz Paula. Krukoni spojrzeli po sobie
-Owszem.-odparła im Irma Delacroix -Znamy się od bardzo dawna. I mimo że nie jesteśmy tak jak oni w slytherinie, to się kolegujemy.-
-Radzę wam odejść zanim Goyl'e was wypatrzy.- poradził im Nataniel Delacroix.
-Dobra.Dobra. Nie róbcie takiego ruchu.-odparł Sean wstając. W żadnym wypadku nie ufał Layli, wiedział ,że to jakiś chytry plan ślizgonki. Miał zamiar dowiedzieć się co ona uknuła. Ale na razie też miał zamiar udawać ,że jej ufa i ją lubi. O nie w żadnym wypadku nie był już nieśmiałym, mającym w każdym przyjaciela dzieciakiem. Musiał uważać co mówi przy niej i tamtych. Przecież to wiadome nie od dziś ,że ich rodziny popierały, albo nadal popierają Czarnego Pana.
***
Gdy drużyna ślizgonów skończyła trening było już po ciszy nocnej dla pierwszorocznych. Layla i Paul wiedzieli,że będą mieć niezłe kłopoty jak ich złapią i tym razem to nawet ich rodzice im nie pomogą. Ale z drugiej strony nie mieli najmniejszej ochoty wracać do swoich dominotoriów. Layla wyjęła z kieszeni swojej szaty pelerynę-niewidkę. Oboje się pod nią zmieścili. Layla przypomniała sobie w tym momencie jak mieli po siedem lat i jak zniknęli z nudnego przyjęcia na którym dorośli ciągle gadali o powrocie Czarnego Pana. Wymknęli się wtedy nad jezioro za villą Averych ,ich przyjaźń zaczęła się właśnie wtedy. Obecnie szli pod peleryną w kierunku szkoły, ale bynajmniej nie do dominotoriów tylko do wieży astronomicznej. Zawsze tam  szli gdy musieli pogadać, mając pewność,że nikt  ich nie podsłucha.
-Co jest Avery?-zapytała widząc jego smutny wzrok wpatrzony w horyzont po za Hogwartem.
-Nic-odparł bez przekonaia.
-Aha. I ja mam w to uwierzyć?-spytała w żartach dając mu kuksańca w bok a potem całkiem poważnie dodała -Mów, co cię gryzie. Mi przecież możesz powiedzieć.-
Spojrzał na nią a potem powiedział szeptem mimo że nikogo po za nimi tam nie było
-Nasi starsi znów się pokłócili nie wiadomo o co.
-Paul, oni się ciągle kłócą. Pewnie pogodzą się jutro. A co do ich kłótni to mam ich już naprawdę dość.- odparła, wiedząc ,że on ją rozumie.                                         

rozdział 6

Malfoy  była zdziwiona, gdy w następnych miesiącach na śniadaniu zobaczyła Pottera i Weasleya w dobrych humorach. Zastanawiała się jak to możliwe po spędzonych całych nocach z gderliwym, sadystycznym woźnym. Przetarła oczy dla pewności. Jednak się nie myliła dobry humor aż ich rozsadzał. Była pewna ,że to się zmieni, gdy Potter odkryje ,że coś zgubił. W głowie zaświtał jej pewien plan, ona tak jak wszyscy ślizgoni wiedziała ,że Czarny Pan nie zostawia nie skończonego dzieła. Była pewna ,że powróci. Tylko,że teraz będzie miał o jednego Pottera więcej do zniszczenia. Mogła spróbować tego co jej ojcu się nie udało, mogła spróbować zdobyć przyjaźń tego naiwnego Pottera. A jego zguba może jej w tym pomóc. Uśmiechnęła się biorąc kęs krewetki królewskiej. Pstryknęła palcami. Nott, Zabini i Flint spojrzeli na nią ,czekając co ma im do powiedzenia. Widząc ,że zdobyła ich posłuch spojrzała znacząco w stronę stolika gryfonów.
-Zrobimy żart Potterowi.-ujrzała na ich twarzach wyraz aprobaty.-Nie będziemy go wyzywać itd. tylko będziemy udawać ,że go lubimy...załapaliście- Pokiwali przecząco głową. Layla przewróciła oczami.
-Udamy ,że nic do niego nie mamy, przeprosimy za nasze złośliwości, zdobędziemy jego zaufanie, a potem ważne rzeczy o nim i jego rodzinie a gdy nadejdzie czas.-przyłożyła pięść do dłoni, dając jasno do zrozumienia co  potem. 
-Wchodzę w to.-odparł Flint
-I ja.-dodała Alice
-Ja też.-przyłączył się Zabini. 
-No to, po śniadaniu gdy będą na błoniach podejdziemy do nich udając wielką skruchę...Gadkę zostawcie mnie.-odpowiedziała chwytając małą paczuszkę zaadresowaną do niej. Rozpakowała ją szybko. W środku był medalion z napisem na środku "Slytherin pomaga osiągnąć wielkość." założyła go  myśląc ,że w jej przypadku to na pewno.
Nadszedł czas realizacji planu. Potter i jego kółko adoracji <jak nazywano jego i jego kuzynów> byli dokładnie tam gdzie Layla przewidziała.
-Dobra. Udajcie skruchę.-przypomniała im za nim podeszli do nich. Potter zauważył ,że wężowi idą w jego kierunku, w myślach przygotowywał się na starcie z  nimi. Cała czwórka stanęła przed nim, oczywiście Malfoy stała na ich czele. Czego oni od niego chcą? Znowu się z niego ponabijać? Sprowokować? Zagryzł nerwowo wargę.
-Potter,mamy do was sprawę.-w końcu się odezwała księżniczka pierwszorocznych ślizgonów.
-Czego Malfoy?-odparli nie mal opryskliwie gryfoni.
-Spokojnie po co te nerwy? Chcieliśmy tylko was przeprosić za nasze złośliwe żarty, prowokacje i inne takie.
Sean nie dowierzał swoim zmysłom. Oni go przepraszali?! To przecież nie leży w naturze ślizgonów.
Layla wyciągnęła z uśmiechem ku niemu rękę
-Może zaczniemy od początku? Kto powiedział ,że ślizgoni z gryfonami nie mogą mieć dobrych relacji.-dodała. Sean przez chwilę myślał po czym uścisnął jej dłoń mówiąc -Zgoda zacznijmy od nowa,-
wskazał na rozłożone koce-Może usiądziecie z  nami?-zaproponował
-Bardzo chętnie, ale niestety w tym momencie nie możemy, musimy już dosłownie pędzić na zebranie Slytherinu.-odparła odchodząc z swoją grupką. Nigdy nie przypuszczałaby,że tak łatwo pójdzie, na Salazara Slytherina wiedziała ,że jest naiwny ale żeby aż tak? Jak nic los jej sprzyjał. A co do peleryny Pottera to najpierw ma zamiar ją wykorzystać. Zeszli do lochów. Wszyscy już tam byli na około profesora Snape.
-Dobrze, skoro są już wszyscy. Pora bym ogłosił najnowsze rozporządzenie od dyrekcji.-mówił z niechęcią.
-Nasza pani dyrektor, wprowadziła przepis dotyczący cisz nocnych.-zaczął wprowadzenie.
-Nie no, znowu je skraca?! Zakochana w szlamach pi....-krzyknął ktoś z szóstego roku.
-Panie  Carrow proszę uważać na słowa, przy pierwszorocznych.-ostrzegł go Snape.
-Dobrze profesorze.
-Jak już zacząłem, zanim pan Carrow mi przerwał. Pierwszoroczni mają ciszę nocną od 20 do 6, od drugiego do czwartego rocznika cisza nocna od 21 do 6, piąty-22 do 6, a najstarsze roczniki czyli szósto i siódmoroczni od północy do 6.-zakończył informacje. Wśród najmłodszych przeszedł szmer nie zadowolenia. Nie no nie, mają iść spać zaraz po kolacji?! Mc Gonagall sprowadza tą szkołę na dno. 
-Moi drodzy w czasie ciszy nocnej nie możecie tylko szwędać się po zamku, w pokoju wspólnym możecie siedziec dokąd wam się podoba.- pocieszył swoich podopiecznych. Rozległ się gigantyczny aplauz.
-Możecie się rozejść, miłej soboty życzę.-dodał Snape wychodząc.  Snape był jedynym nauczycielem w Hogwardzie lubianym przez ślizgonów, żaden z nich jednak nie wiedział ,że Snape i Czarny Pan są czarodziejami półkrwi, czy gdyby znali ten sekret nadal by go uwielbiali , czy nadal wyczekiwali by z radością powrotu, odrodzenia Czarnego Pana? To nie było takie pewne. Zapewne większość odwróciłaby się od nich zarzucając im to ,że oszukali ich mówiąc ,że są czystej krwi. Layla nic nie mówiąc opuściła zamek kierując się na błonia, trójka jej przyjaciół powędrowała za nią jak cienie. Było jasne ,że teraz ma zamiar umocnić tamtych w przekonaniu,że ich lubią. Nie wiele czasu zajęło im znalezienie Pottera oraz Weasleyów i Grey. 
-O, długą mieliście tą naradę.-powiedział Sean robiąc im miejsce na kocu.
-Tak, sprawy organizacyjne Slytherinu.-odparła Layla. Anne przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jasnowłosą ślizgonkę. Nie wiedziała co ci ślizgoni znów knują ,ale była pewna jednego ta cała skrucha, przeprosiny za żadne skarby nie pasowały jej do obrazu ślizgonów jaki znała. Ci przebiegli arystokracji na    pewno mają w tym jakiś cel, a oni gryfoni odgrywają jakąś rolę w ich przebiegłym planie.Tak to musiało być to jaki arystokrata zadawałby się z  kimś kogo uważa za obywatela niższej kategorii? Może i ona pochodziła z mugolskiej rodziny, ale to nie znaczyło,że jest na tyle głupia by wierzyć w nagłą zmianę ślizgonów po praktycznie całym roku uprzykrzania życia  gryfonom. Layla czuła jej przewiercający wzrok na sobie. Uśmiechnęła się najbardziej niewinnie jak tylko umiała i spytała
-Co jest Grey? Mam coś na twarzy?
Anne korciło by odpowiedzieć, że owszem ma wypisany w tym uśmiechu jeden wielki fałsz. Ale zamiast tego odparła
-Nie,masz po prostu denerwująco idealną cerę.
Layla się roześmiała
-Droga Grey,każdy urodzony w arystokratycznej rodzinie czystej krwi ma taką.
Heh, Anne mogła się spodziewać takiej odpowiedzi. Wyniosłość ślizgonki w żadnym stopniu nie zmalała. Postanowiła spytać ją o rzecz, która zawsze irytowała takich jak Layla Malfoy.
-Layla, to prawda ,że w jakimś stopniu jesteś spokrewniona z Seanem?
Layla uśmiechnęła się sztywno to była jedyna rzecz jakiej nie znosiła w swoim pokoleniu.
-Być może, moja babcia Narcyza i cioteczna babcia Bellatrix pochodziły z rodu Blacków. Ale z tego co mi wiadomo to ojciec chrzestny ojca Seana został wydziedziczony, więc automatycznie nie jestem spokrewniona z nim.- a w myślach dodała -I dobrze bo mogło by to się skończyć obrzydliwie.-
Weasleyowie zrobili duże oczy. Zrozumieli czemu wcześniej była do nich złośliwa. Przecież ich babcia Molly zabiła Bellatrix w czasie II wojny o Hogward. Poczuli się dziwnie niezręcznie. 
-Hej, Malfoy!-usłyszeli krzyk od strony boiska. -Chcesz zobaczyć jak bronię pętli?-krzyczał ślizgon, którego gryfoni nie zdążyli poznać.
-Jasne, Avery! Z chęcią zobaczę jak dostajesz po głowie.-odkrzyknęła ze śmiechem wstając z koca
-Spokojnie Malfoy, nie ma takiej opcji.-odkrzyknął również ze śmiechem. Zanim ruszyła w stronę boiska powiedziała tak by usłyszeli ją tylko jej przyjaciele
-Zostańcie z nimi i spróbujcie coś od nich wydobyć.- kiwnęli głową ,że rozumieją. A do gryfonów powiedziała -Do zobaczenia. Miłej soboty.- i poszła w kierunku boiska do Quiddicha.
Zastanawiała się czy uda się tamtym coś wydobyć z tych naiwniaków.
-No pokaż te swoje nie bywałe umiejętności Paulu Avery.