piątek, 28 lutego 2014

rozdział 5

-Pani dyrektor, to jakieś nie porozumienie. Mnie nie powinno tu być.-zaczęła Layla -To przecież on zaatakował mnie zaklęciem askinido, ja się jedynie broniłam zaklęciem protego.-dodała wskazując na Jaspera Weasley. Dyrektor Mc Gonagall spojrzała na czwórkę, którą przyprowadziła profesor Hooch. Ślizgoni odnieśli wrażenie ,że patrzy na nich jak by byli czymś obrzydliwym na dnie sedesu.
-Z tego co mi wiadomo to cała czwórka używała zaklęć do pojedynków na lekcji, gdy profesor pobiegła ratować ucznia w opałach, a jak wraca to zastaje czwórkę uczniów pojedynkujących się, a reszta robi dziki hałas zachęcając do bójki na zaklęcia.-powiedziała nie wzruszona, spojrzała po całej czwórce
-Macie karę.- widząc ,że Layla chce zaprotestować dodała -Cała czwórka panno Malfoy, pani też używała zaklęć.- Layla wciągnęła powietrze ,że jak? Ona ma kare? To było już naprawdę niesprawiedliwe.
-Mój ojciec o tym się dowie.-powiedziała gdy dyrektorka oznajmiła jaką będą mieć kare.Mieli pomóc woźnemu czyścić izbę pamięci. Jeszcze czego? Ona nie ma najmniejszego zamiaru kalać swych zadbanych dłoni pracą godną mugoli. A tym bardziej słuchać rozkazów charłaka. Layla była wściekła teraz rozumiała częste słowa wpajane jej od małego "Potter i Weasley zawsze przysporzą kłopotów."  Jej złość jeszcze bardziej wzrosła gdy dowiedziała się ,że nie mogą użyć czarów do czyszczenia durnych pamiątkowych. Mieli się tam stawić po 21.
-Cholerny Potter, cholerny Weasley. Głupki po ich durnych starych. Idiotyczni kolejni obrońcy szlam,mugoli i skrzatów. No błagam za jakie grzechy muszę z nimi spędzić trzy godziny niszcząc moje piękne paznokcie.-klnęła pod nosem. Idąc na przerwę natchnęła się na nich.
-No nie, Malfoy-warknęli.
-Kto by pomyślał to wy umiecie gadać jak czarodzieje.-uniosła kpiąco brew i z ironicznym uśmiechem dodała-Trzeba to uczcić kremowym piwem, bo tylko na to was stać.-poszła dalej. Nie przypadkiem wiedziała ,że jej ojciec ma złożyć dziś wizytę w Hogwarcie. Był w końcu w radzie i zasiadał na wysokim stanowisku w ministerstwie magii. Wiedziała gdzie najpierw uda się na kontrole, naturalnie do prof.Snape. Pobiegła szybko do lochów,zatrzymała się przed gabinetem Snape, słyszała głos jej ojca. Chwilę odczekała za nim zapukała.
-Proszę.-odezwał się Snape. Layla weszła, podziękowała profesorowi za zgodę na wejście i podesała do ojca, który się do niej uśmiechał.
-Jak ci się podoba Hogward?-zapytał. Layla spojrzała mu w oczy, ogólnie to czuję się jak w domu, mam już przyjacioł...i niestety wrogów.-odparła
-Wrogów?
-No...Potter i Weasley. Przez tych zdrajców krwi dostałam wraz z nimi karę.
-Jak to?-zdziwili się jednocześnie Snape i pan Malfoy.
-Rudy zaatakował mnie askindo, a ja tylko się broniłam protengo. Potem Potter chciał rzucić na mnie  Femukulus,ale Crouch rzucił na niego Inkarsesus.-
Dracon Malfoy wstał z krzesła wraz z nim Severus Snape.
-Trzeba to wyjaśnić z Minerwą. Moja córka nic nie zrobila to winna Pottera i Weasleya.-złapał Layla za rękę i cała trójka poszła do gabinetu dyrektorki. Malfoy zapukał.
-Tak?-odezwała się Mc Gonagall. Dracon Malfoy wkroczył dumnie do gabinetu.
-O witaj Draconie, zapomniałam ,że składasz nam dziś wizytę.-powiedziała z uśmiechem.
-Owszem, ale do twojego gabinetu przywiodły mnie sprawy rodzinne.
-Słucham?
-Dlaczego moja córka ma odbywać karę za to ,że zaatakował ją syn "świętego" Pottera i Weasleya? Co to ma być Minewro? Bo będę zmuszony wydać opinie ,że trzeba przeanalizować Hogward od postaw. A dobrze ty wiesz i ja to wiem ,że są rzeczy w hogwarcie ,które nie powinny zostać ujawnione.
Mc Gonagal milczała patrząc nerwowo na Malfoya.
- Moi Ślizgoni są niewinni, domagam się cofnięcia szlabanu.-dodał Snape.
-Dobrze. Odwołuje szlaban Ślizgonom. Do widzenia Draconie.- powiedziała dając do zrozumienia ,że będzie jak oni chcą a jednocześnie każąc im iść.
-Dokonałaś dobrego wyboru Minewro. Do widzenia.-i wyszedł z Laylą i Snapem,
Lay, przytuliła ojca
-Dzięki tato.- po chwili dodała -panu też profesorze Snape.- i odeszła w kierunku lochów. Wiedziała, Tata zawsze wszystko załatwi. Humor jej się gwałtownie poprawił.  Wracała dumnym krokiem to pokoju wspólnego, musiała powiedzieć Almerasowi,że jednak nie muszą czyścić niczego z znienawidzonymi gryfonami. Nagle przednią wyłonił się duch z denerwującym chichotem. Przypuszczała,że to Irytek.
-Ohoho Latorośl Malfoyów.-zachichotał. Spojrzała na niego.
-Co cie tak śmieszy?
-Ta ironia,że ślizgoni będą musieli znosić gryfonów przez trzy godziny....-zachichotał okręcając się w okół własnej osi.
-Muszę cię rozczarować Irytku, nic takiego nie będzie, bo mi i Almarasowi odwołali karę.-odparła podchodząc do trzech głazów. -Znikaj bo zaraz zawołam krwawego barona.-
-Jesteście okropni.-odarł znikając.
Layla wypowiedziała hasło i przejście się pojawiło. Znalazła się  w szmaragdowym pokoju wspólnym Slytherinu. Usiadła wygodnie na sofie i spojrzała na portret założyciela Slytherinu-Salazara Slytherina.
Ciekawiła ją odkąd tylko sięgała pamięcią jego postać. Rozumiała jego przekonania ,miała je przekazywane odkąd zaczęła cokolwiek rozumieć. Zgadzała się ,że świat magii powinien być rządzony przez czysto krwistych czarodziejów a nie przez szlamy , półkrwistych  i zdrajców krwi. Wiedziała jedno Salazar na pewno przewraca się w grobie gdy widzi co dzieje się ze światem czarodziejów. Zamknęła oczy na parę minut. Kiedy je ponownie otwarła zobaczyła Alice sterczącą nad nią.
-Alice, nie strasz mnie.-
-Wymigałaś czy masz karę?
-Myśl, tym swoim móżdżkiem odziedziczonym po rodzicach...jasne ,że tak. No sorry moja rodzina ma haka na dyrekcje.-odparła przeciągając się. Rzuciła okiem na zegarek w kształcie srebnego węża. O matko! 20.45! Niech to szlag, musi znaleźć Croucha  i powiedzieć o odwołaniu kary.
-Gdzie jest Almeras?-spytała 
-W swoim dominotorium.
-Co tak stoisz? Idź po niego, szybko!-rozkazała jej. Alice bez słowa sprzeciwu pobiegła po Croucha. Po kilku minutach do pokoju wspólnego wszedł Almeras a za nim Alice. Usiadł obok Layli, a Alice oparła się o drzwi. Zdziwiony spojrzał na zegar. Za minutę mieli się wstawić u woźnego. Malfoy zobaczyła pytanie w jego oczach i odparła.
-Nie.Nie idziemy, odwołali naszej dwójce karę a tamci niech się męczą.-
Uśmiechnął się i zapytał
-Jak to zrobiłaś?
-Moja rodzina zna po prostu pewien sekret, którego pani dyrektor nie chce ujawnić...rozumiesz.?
-Aaaa.-przeczesał ręką włosy -Wszystko jasne. Nie chciałbym być na miejscu twoich wrogów.-zaśmiał się.
Zachichotała szyderczo. Wyjęła z kieszeni jakiś przedmiot.
-Alice, co tak stoisz? Siadaj, a tamtych to gdzie wcięło? -spytała obracając w ręce  maksymalnie zwiniętą pelerynę niewidkę Pottera. Nie czekając na odpowiedź dodała -Uwierzycie,że ten głupi gryfon zgubił taką interesującą rzecz w czasie pojedynku?- napiła się wody z kielicha ,po czym znów odłożyła go na miejsce.   -Chciałabym widzieć teraz jego minę jak poleruje i słucha darcia Flitcha, a potem gdy się zorientuje ,że zgubił swoją rodową pamiątkę.-  W towarzystwie Alice udała się do dominotorium.

Rozdział 4

Drugi dzień, zapowiadał się naprawdę dobrze. Layla wstała z swojego łóżka, ubrała na siebie szlafrok,do ręki wzięła szatę z krawatem a do drugiej kosmetyczkę i udała się do łazienki. Ledwo weszła a usłyszała przeraźliwy jęk. Skrzyżowała ręcę.
-Bardzo śmieszne. Kto tu jest?- powiedziała kładąc swoje rzeczy nie daleko wanny. Nagle pojawiła się przed nią przezroczysta postać, uczennicy dość przy kości z dużymi okrągłymi okularami i związanymi włosami w dwa kucyki.
-Jaaaa!-odparła piskliwym głosem. Laylę aż uszy zabolały od tego pisku.
-Dobra, nie wiem coś ty za jedna,ale radzę ci przestać robić zamach na moje uszy, ponieważ chce się wykąpać.-powiedziała podchodząc bliżej. Nie przejmując się przenikliwym wzrokiem ducha, który unosił się w powietrzu na około niej.
-Jestem jęcząca Marta.-odparła piskiem.
-Heh, prosiłam cię o coś.-mruknęła Layla -To ty jesteś tą mugolką zabitą przez Bazyliszka?-
-Tą samą.-przytaknęła unosząc się nad umywalką.-Po barwach widzę ,że jesteś ślizgonką, co chcesz się ze mnie ponabijać? Śmiało przecież jestem tylo duchem!-wskoczyła to klozetu. Layla drwiąco się uśmiechnęła
-Spokojnie,nie mam zamiaru cię dręczyć.-odparła wchodząc do wanny.
-Nie?-zdziwiła się Jęcząca Marta.
-Nie. Nie mam powodu,a po za tym i tak nie żyjesz, więc to by nie miało sensu.-odparła myjąc się.
Marta lewitowała pod sufitem patrząc z nie do wierzeniem na nią. Dałaby głowę,że skądś znała ten wyraz twarzy.
-Może to wyda ci się dziwne, ale przypominasz jednego ślizgona, który uczył się tu 20 lat temu i zwierzył mi się z trudnej misji.-
-Aha, spoko. Przypominam ci chłopaka.- roześmiała się Layla.
-Już wiem! Nazywał się Draco Malfoy!-
-No,no,no, proszę kto by pomyślał ,że mój starszy zwierzał się gnębionemu duchowi..- powiedziała ubierając krawat .
-Wiedziałam! Ty to jego córka!-
-Nom,tak. Do zobaczenia.-Layla wyszła zabierając swoją kosmetyczkę i szlafrok. Wracała do lochów by zobaczyć co mają po śniadaniu. Ledwo zdążyła  włożyć swoje rzeczy do kufra a usłyszała czyjeś  nerwowe kroki i głosy. 
-Gdzie ona jest?-pytał zdruzgotany Flint
-Uspokój się, bo zaczną sądzić ,że jak nie ma  w pobliżu Layli  to nawet mrugnąć bez jej rozkazu nie umiemy.- opierniczyła go Alice. Layla słysząc to cicho się roześmiała, znała ich od nie dawna a oni już byli gotowi zrobić wszystko co im każe. W sumie to nie ma w tym nic dziwnego,w końcu każdy w jej rodzinie umiał zdobyć posłuch u innych.
-Ale, nie było jej na śniadaniu..-dodał Zabini.
-Ludzie pewnie ma swoje sprawy, które nie wymagają naszego udziału.-odparła Alice wchodząc do dominotorium. 
-Layla! Gdzieś ty była? Te kołki to omal bez ciebie nie wiedziały, kiedy mrugnąć.-powiedziała widząc jak młoda Malfoy układa swoje włosy.
-Jak to gdzie? Poszłam się odświerzyć...a to ,że przegapiłam śniadanie to nic.-odparła.
-Wiesz ,że za dwie minuty zaczyna nam się nauka jazdy na miotle, znowu z tymi gryfonami.-
Layla otwarła szeroko oczy. Jeśli będzie biec to nie dość, że się i tak spóźni ,a teleportować się nie mogła.
No cóż, chociaż tyle ,że nie tylko ona się spóźni. Na ogromnym trawniku przed szkołą, stali już wszyscy pierwszoroczni gryfoni i większość ślizgonów. Na ziemi leżało ponad 30 mioteł. Nauczycielka pani Hooch, już zaczęła coś objaśniać obecnym.  Odwróciła się do nadchodzących ślizgonów. 
-A na co państwo czekają? Aż wyślę wam zaproszenie.-rzuciła opryskliwie. Wśród gryfonów pojawiły  się pojedyncze chichoty. Ślizgoni obrzucili ich pogardliwym spojrzeniem i dołączyli do swojej grupy.
-Jak już mówiłam zanim jaśnie państwo...-zaczęła przerwawszy próbując sobie przypomnieć ich nazwiska.
-Malfoy, Nott, Zabini i Flint.-podpowiedziała Anne Grey z Gryffindoru.
-Dziękuję,panno Grey.-
Layla posłała jej pełen nienawiści wzrok. A to głupia szlama. Ona nie ma prawa zwracać się do niej po nazwisku. Już miała jej pokazać gdzie jest jej miejsce podobnie jak reszty mugolaków, gdy przypomniała sobie,że przy pani Hooch to nie ujdzie jej płazem. 
-Wyciągnijcie rękę i powiedźcie "Do mnie"-poinstrukturowała pierwszorocznych. Rozległo się wiele sposobów wymówienia tych dwóch słów.
-Do mnie.-powiedziała Layla stanowczo, miotła natychmiast  się uniosła. Rozejrzała się po innych. Ku jej rozczarowaniu Potter równie szybko doszedł do ładu z miotłą, pozbawiając ją w ten sposób powodu do kpin. Musiała powstrzymywać się od śmiechu,gdy miotła uderzyła z impentem w nos Evana Janksa. Alice za żadne skarby nie mogła jej przywołać. Po jakimś czasie gdy wszystkim się udało, profesor Hooch pokazała jak prawidło siedzieć na miotłach. Dała znak i wszyscy się wzbili w górę. Layla musiała przyznać ,że latanie było przyjemne.  Przypomniała sobie gdy, ojciec ją uczył latać na miotle gdy miała 7 lat i pomknęła szybko na około zgromadzonych, gdy przelatywała niedaleko Weasleyów, jeden z nich ześlizgnął się z miotły i trzymał się tylko rękami nie potrafiąc ponownie usiąść na miotle. Twarze obu zrobiły się białe jak kreda. Pani Hooch rozkazała wszystkim wylądować. Patrzyła w górę na Danego.
-Panie, Weasley, proszę się nie puszczać.- krzyknęła biegnąc w kierunku w którym odlatywał.
-Puszczać? Zwariowała pani?-odparł przerażony.
Layla pokładała się ze śmiechu.
-Prawdziwa, podniebna baletnica.-zaczęła,a reszta ślizgonów wturowała jej śmiechem.
-Zamknij się Malfoy!-krzyknął Potter przerażony wizją ,że jego kuzynowi może coś się stać.
-Zamknąć Potter to się mogą drzwi a nie ja. A po za tym co mi zrobisz jak nie przestanę? Co poskarżysz się na mnie swojemu tatulkowi.- zapytała z sarkazmem szturchając go w klatkę piersiową różdżką. W tej chwili Sean miał ochotę ją uderzyć, nie ważne ,że była dziewczyną.
-Co zatkało kakao Potter.- powiedział kpiąco jeden z ślizgonów -  Almeras Crouch, który był równie wysoki jak Sean. Miał jasne włosy, granatowe, prawie czarne oczy i idealnie zawiązany ślizgoński krawat.
Stanął obok Layli z wyciągniętą różdżką widząc ,że Potter i drugi Weasley wyciągają różdżki. Młoda Malfoy, także to zauważyła, z kpiną na twarzy powiedziała prowokacyjnie 
-Nie macie nawet co próbować, nie trafilibyście choćbym była cal przed wami.-
-Askendio!-krzyknął Weasley. Layla szybko zaregowała nim dotknęło ją zaklęcie.
-Protego.-  i szybko nim Jasper zdążył wypowiedzieć następne zaklęcie, krzyknęła
-Drętwota.- Weasley poczuł jak drętwieje mu ciało
-Femukulus!-krzyknął Sean wymierzając różdżkę w Laylę
-Inkarsesus.-odparł Almeras rzucając czar na Potter, powodujący pojawienie się pęt które go skepowały, przez co zamiast w ślizgonge jego zaklęcie trafiło jego przyjaciółkę -Anne. Właśnie ten moment wybrała pani Hooch na pojawienie się z Danym. 
-Potter, Malfoy, Weasley, Crouch za mną do dyrektorki!-krzyknęła. Wymienili między sobą nienawistne spojrzenia i ruszyli za panią profesor.

Rozdział 3

-Layla, zobacz idzie syn sławnego Pottera.-prychnął Zabini, pogardliwie zerkając na młodego Pottera i jemu towarzyszących dwóch Weasleyów.
-Ciekawe czy jest równie bliznowaty, szkoda ,że Czarny Pan nie zabił tego zanim to złożyło jaja.- również z pogardą patrzyła jak zajmują ławki naprzeciwko.-Ojciec mi opowiadał jak to było gdy chodził do szkoły i Potter gdziekolwiek się pojawiał, to było...-zaczęła naśladować pełne entuzjazmu głosy -Widziałeś jego twarz? Jego Blizne? Ja nie mogę jakie to.-zrobiła gest ręką jakby miała zwymiotować. Słyszący to ślizgoni roześmiali się.  Gryfoni zerknęli na ślizgonów. Zastanawiali się z czego tak się śmieją. Uczniowie ze Slytherinu raz po raz rzucali pogardliwe uśmieszki i lodowate spojrzenia na gryfonów. 
-Nie ma to jak lekcja z ślizgonami...-mruknął Jasper
-Na piękny początek nauki.-uzupełnił Dany.
Sean usiadł między nimi , wyjął książki i odpowiedział
-Nie przesadzajcie, może to tylko mit i ci ze Slytherinu są tak naprawdę mili.
-Yhy. Tak, ale tylko do swoich.-rzuciła mulatka siedząca za nimi.
Odwrócili  się do niej. Była na równi z nimi, miała kręcone czarne włosy związane kokardką i skórę w kolorze kawy.
-Jestem Anne Grey.-przedstawiła się
-Sean Potter i Jasper oraz Dany Weasleyowie.-
-Fajnie, was poznać. Ej Sean to prawda co mówią,że też masz bliznę?
Przygryzł wargę, Anne nie była pierwszą,która go o to spytała. Położył kołnierz tak by mogła zobaczyć identyczną bliznę jak u jego ojca tylko ,że on miał ją na szyi. Layla też to dostrzegła. W jej oczach pojawiły się iskierki ,które zwiastowały jedno-musiała, po prostu musiała. Nachyliła się do Alice, a ona podało informacje chłopakom. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Sean Potter nasza nowa bliznowata znakomitość.-zaśmiała się. Reakcja gryfonów była natychmiastowa.
-Zamknijcie paszcze węże.-
-Słuchaj no, nikt ci chyba nie powiedział o tym szlamo,że tu są inne zasady niż u mugoli-zaczął Flint zwracając się do Anne Grey ,która odpowiedziała na wcześniejszą zaczepkę. Gryfoni gwałtownie wciągneli powietrze. Patrzyli to na Flinta to na Grey. Anne miała łzy w oczach. -Sz..sz..szlamo?!-wstała by wybiec z klasy ale wpadła na profesora Snape, który właśnie wszedł.
-Panie Flint, dostaje pan upomnienie, jak się to powtórzy to będę musiał odjąć punkty Slytherinowi.- powiedział stając za kociołkiem. Gryfoni mruczeli ze złości. 
-Tylko upomnienie?
-Żadnych odjęć?
-Cisza! -5 dla Gryffindoru!- zagrzmiał. Wszyscy zamilkli, ślizgoni puszczali wzburzonym gryfonom szydercze uśmiechy. 
-Wyjmijcie podręczniki do eliksirów i przeczytajcie pierwszy rozdział,- powiedział przygotowując fiolki z różnymi eliksirami. 
-To nie fair.-szepnął Potter. Snape pomimo swoich lat nadal miał doskonały słuch.
-Panie Potter, co za zaszczyt. Zakładam ,że umie pan już wymienić właściwości i sposób przyżądzania eliksiru skurczającego oraz jego skutki i efekty uboczne...-powiedział podchodząc do jego ławki. Nie doczekawszy się odpowiedzi pochylił się do przodu ku nie mu i dodał -Tak jak myślałem. Radzę panu uważnie słuchać panie Potter eliksiry to magia i tylko  nie liczni ją zrozumieją.-
Layla , Alice , Gilbert i Nate parsknęli śmiechem zakrywając usta dłońmi.
-Widzisz Potter posiadanie sławnego rodzica to nie wszystko.-zignorował podniesione ręce innych gryfonów.
-Zacznijmy od nowa co trzeba dodać do eliksiru wielosokowego?
Sean spojrzał prosto na ślizgonów, którzy pokładali się z niego w najlepsze. Pomyślał, że zetrze im te szydercze uśmiechy.
-Na pewno,któregoś ze ślizgonów, wraz z jadem węża, jadem scorpiona, śluzem żaby, sprytem lisa i maniakalną wiarę w "czystą krew."-odparł. Snape wziął podręcznik do ręki, miał wielką ochotę walnąć młodego Pottera bezczelnego jak jego dziadek. 
-Głos bliznowatego wieśniaka to żaden cios.- odparła Layla. Snape nie umiał powstrzymać uśmiechu, dawno nie słyszał tak dobrej riposty.
-No cóż panie Potter, zła odpowiedź. -10 dla gryffindoru. Kto zna poprawną odpowiedź?-
Rękę podniosła jako pierwsza Alice.
-Tak panienko Nott?
- Muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga i odrobina osoby w którą chcemy się zamienić.-
-Dobrze. 30 punktów dla Slytherinu.- odparł przechodząc się między ławkami. Profesor , kazał im dobrać się parami oraz by przyrządzili najprostszy eliksir z pierwszego działu. Wyszedł na chwilę z sali zostawiając większość  uczniów skupionych na zadaniu. Ślizgoni nie przykładali się do tego zbytnio specjalnie. Gdy Snape wrócił, chodził po lochu, krytykując gryfonów, z stronu zajmowanej przez Slytherin dochodziły pojedyncze śmiechy. Gdy Snape pochylał się nad kociołkiem Layli i Alice. Gilbert nie zauważalnie wrzucił jedną z dymiących kulek do kociołka Pottera i Grey. Gryfoni zaciskali zęby,przecież to było wyraźnie widać ,że on faworyzuje swój dom, byli zawiedzeni,że prof. Longbottom ich tak nie traktuje.  Gdy tylko kulka   wpadła do zawartości kociołka Pottera i Anne, w lochach pojawił się okropnie drażniący dym. Między kaszlnięciami uczniów Snape syknął głośno podchodząc do gryfonów.
-Kołki-mruknął, a głośno dodał -Panie Potter i pani Grey czy  państwo chcą nas otruć?-

Na przerwie gryfoni nie pocieszeni wyszli na błonia. Rok szkolny dopiero co się zaczął a oni już stracili 15 punktów. Sean,Jasper, Dany i Anne rozmyślali nad całą sytuacją na eliksirach. Oni nie dodawali nic co mogło by spowodować dymienie. Dokładnie przeanalizowali to co dodali i nic, wszystko powinno być w jak najlepszym w porządku.
-To było genialne.-usłyszeli znajomy głos. Spojrzeli w kierunku starego rozłożystego drzewa, gdzie w       zwyczaju mieli przesiadywać ślizgoni. Sean natychmiast dostrzegł znajomą postać. Niższą od niego o głowę platynową blondynkę, ze złośliwym uśmiechem i pogardą w oczach, ubraną w czarną szatę i zielony krawat z godłem Slytherinu, którą przez przypadek popchnął przed ceremonią przydziału. Wydawała się wtedy w miarę miła jak na ślizgonkę. Nałożył pelerynę-niewidkę prezent od ojca i bezszelestnie podszedł usłyszeć o czym mówią.
-To ty miałaś genialny pomysł.-odparł jej Gilbert.
-No jasne,że tak ja zawsze mam genialne pomysły.-powiedziała głaszcząc swojego białego kota.
-A tak swoją drogą to co mu tam wrzuciliście?-spytała Alice chłopaków. Nate otworzył dłoń pokazując jej kulki.
-Niezłe zamieszanie, a po za tym dzięki temu wcześniej skończyliśmy lekcje.-dodał Nate. Sean miał wrażenie ,że Layla przewierca wzrokiem to miejsce gdzie on stał pod niewidką. Zmrużyła oczy. On tam był i to słyszał czyli zgodnie z planem.
-Te Potter, wiem ,że tu jesteś.- powiedziała ściągając z niego pelerynę. Widząc jego skołowaną minę odparła
-Nie tylko bliznę masz po słynnym bliznowatym tatuśku,ale i mózg w wielkości ziarenka piachu.- zaśmiała się.
-To wy, to wrzuciliście!
-Może, ale nic nam nie udowodnisz, Potter.
Sean zabrał się spod drzewa i wrócił do szkoły kopiąc kamień na drodze. Nigdy nie pomyślał,że będzie wstanie kogoś znienawidzić.Ale musiał zmienić zdanie po spotkaniu  z tą czwórką ślizgonów: Malfoy, Nott, Zabini i Flint. Miał szczerą nadzieję ,że będzie widywał ich tylko raz na tydzień, ale jak się okazało prawie wszystkie lekcje mają z ślizgonami. 
-Świetnie-mruknął zamykając się w dominotorium.
Usiadł przy biurku, wyjął pergamin i pióro gęsię. Pisał list do ojca.
"Drogi Tato,
Hogwart to naprawdę niesamowita szkoła, jestem w Gryffindorze. Opiekunem domu jest jeden z twoich znajomych prof. Nevile Longbottom. Wszystko było ok, póki dzisiaj nie zaczęła się lekcja eliksirów. Prof. Snape był dziwnie złośliwy, zupełnie jakbym mu cokolwiek złego zrobił, przez niego już straciliśmy 15 punktów. Na dodatek większość ślizgonów mnie przezywa i robią sobie ze mnie żarty. Dziś czwórka z nich zabawiła się moim, kuzynów i mojej koleżanki kosztem. Nie mam pojęcia o co im chodzi. Zepsuli nam eliksir. O co chodzi tej całej Malfoy, Nott, Zabiniemu i Flintowi.?
Kocham was! Sean
P.S Uściśnij mamę i nie mów jej o moich małych kłopotach."  wsadził list do koperty i podał go w dziób swojej sowie.
-Leć Total, Leć.- 

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 2

Weszli do Hogwardu. Layla zdawkowanie się rozejrzała. Na razie wszystko było tak, jak jej rodzice opowiadali. Pełno różnych portretów, schody ,które zmieniają swoje położenie. Zostali od razu wprowadzeni, do Wielkiej sali, w której było pełno uczniów starszego rocznika, dlatego że profesor Mc Gonagal ,która wcześniej witała pierwszaków w murach Hogwartu piastowała teraz stanowisko dyrektora. Ustawiono ich przed podwyższeniem, za nimi stały cztery długie stoły domów.
-Witam was w Hogwarcie w szkole magii i czarodziejstwa. Na pewno większość z was pielęgnuje tradycje rodzinne uczęszczając do Hogwartu i  należąc do poszczególnych domów. Inni pochodzą z rodzin nie magicznych, drodzy uczniowie wiedzcie ,że możecie czuć tu się jak w domu.-zaczęła rozglądając się po pierwszorocznych. Layla mruknęła do znajomych cicho by dyrektorka nic nie usłyszała. -Wiadomo.-
-Zanim zacznie się ceremonia przydziału poznajcie opiekunów domów.-powiedziała uśmiechając się do uczniów.
-Gryfindorem opiekuję się prof. Nevile Lonbottom.-wskazała na siedzącego po jej prawej stronie nauczyciela.-Slytherinem profesor Severus Snape.-rozległy się oklaski od stołu ślizgonów, a na twarzy Layli pojawił się znikomy uśmieszek.
-Ravenclaw Filius Flitwick.- wzięła płytki wdech -Hufflepuff, Pomona  Sprout.-
Gdy wszystkich opiekunów przedstawiła, dała znak ręką
-A teraz odśpiewamy hymn Hogwartu i już tiara was przydzieli.-
Siedzący wstali i rozległ się na wiele rytmów hymn
"Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie! 
Layla skrzywiła się słysząc jak nie którzy fałszują, przewróciła oczami i spojrzała na zaklęty sufit, który wyglądał jak nocne niebo. Nagle poczuła jak ktoś z tyłu na nią wpadł. Odwróciła się , strzepnęła niewidoczny kurz ze swojej togi i z piorunami w oczach syknęła.
-Co robisz kołku?!- przeleciała po nim wzrokiem. Był nie wiele od niej wyższy , z rozczochranymi czarnymi włosami, szeroko się uśmiechał,a w zielonych oczach był widoczny błysk.
-Przepraszam cię. Jestem Sean Potter.-powiedział wyciągając do niej rękę. Spojrzała na niego wyniośle.
-Layla Malfoy.-odparła nie podając mu dłoni. Zauważyła ,że obok Pottera stoją ci dwaj idioci z przedziału. 
-Widzę Weasley ,że nawet szaty macie po rodzicach...i kiepskie umiejętności magiczne.-dodała do tamtych na nowo wracając do swoich znajomych. Nie zważając na cichą odpowiedź tamtych.
-Zaczynamy ceremonie przydziału. Nicole Blais.-
-Ravenclaw-odparła Tiara przydziału. Minęło trochę czasu zanim Layla została wyczytana.
Usiadła na stołku. Założono jej Tiarę.
-Ooo. Spryt, duża ambicja,czysta krew, zdolność do szybkiego wymyślenia planu...w przyszłości osiągniesz wielkość. Idealna do Slytherinu, panno Malfoy slytherin pomaga osiągnąć wielkość. SLYTHERIN!- Z uśmiechem i z dobiegającymi ją wiwatami od ślizgonów podeszła do stołu domu, który był jak najdalej od stołu gryfonów. Po chwili dołąńczyli do niej Alice, Nate i Gilbert. 
-Sean Potter.-
-Yhym, syn sławnego Harrego Pottera, oczywiście GRYFFINDOR!-Tym razem to gryfoni zaczęli wiwatować.Potem przyszła kolej na Weasleyów.
-Kolejni Weasley? Znowu jak 20 lat temu zaczynacie mnożyć się jak gnomy. GRYFFINDOR!-
Ślizgoni lekko zachichotali, 
-"Gnomy" dobre porównanie!-ktoś z starszych ślizgonów powiedział głośno. 
Dyrektor Mc Gonagal klasnęła w dłonie
-Zaczynamy ucztę.-
Pojawiło się dużo jedzenia. Dla Layli nie było to nowością, codziennie miała takie obiady ,śniadania i kolacje w domu. Pojawiły sie duchy.
-O krwawy baron!- zachwycona powiedziała brunetka siedząca obok Layli.
-Na  żywo wygląda lepiej niż moi rodzice mówili.-odparła.
-Hejka, ja jestem Klara Rodwood.-
-hej, Layla Malfoy.
Przy stole ślizgonów zaczęły toczyć się rozmowy, w których Layla chętnie brała udział. 

Gdy uczta w końcu się zakończyła, prefekci zaczęli wyprowadzać swoich z wielkiej sali. Ślizgoni skierowali się w kierunku lochów. Stanęli przed trzema głazami.
-Pierwszaki, nasze hasło to :Czysta krew.-ledwo prefekt to wypowiedział a otworzyło się wejście do pokoju wspólnego domu węża. Pokój wspólny miał kamienne ściany i niskie sklepienie. Z sufitu zwisały na łańcuchach zielonkawe lampy. Jak było wiadomo znajdował się pod jeziorem ,więc fakt ten , pogłębiał jeszcze efekt zielonkawego oświetlenia. Skórzna czarne fotele i sofa dawały niezły prestiż.  
-Chyba nie muszę wspominać ,że dominotoria dziewczyn są w tą stronę- wskazał na prawo.-A chłopaków w tą.- wskazał na lewo. 
-Idźcie się rozpakować, za godzinę spotykamy się wszyscy z prof. Snape'm tu w pokoju wspólnym. Jeszcze jedno; czujcie się jak w domu ,w końcu wasz drugi dom a wszyscy ślizgoni to wielka rodzina.-powiedziała druga prefektka..

Rozdział 1

Nareszcie!!! To jest ten moment na który Layla Anabele Malfoy czekała. W końcu ma 11 lat i jedzie do Hogwartu. Była szczęśliwa jak nigdy. Stała na King Cross na peronie 9 i 3/4 wraz z rodzicami Draconem i Pansy Malfoy. Zaczynał się robić tłok, a Ekspress Howart nadal się nie zjawił. Dracon pochylił się nad córką, która była do niego bardzo podobna. Te same jasne włosy, niebieskie pełne chłodu i wyższości oczy, ta sama mleczna cera, po matce odziedziczyła tylko płeć.
-Layla, proszę nie zawiedź mnie.-powiedział. Córka spojrzała mu w oczy, uniosła lekko kąciki ust
-Nie martw się ojcze, na pewno będę w Slytherinie.-odparła
-Layla, to jest oczywiste. Chodzi mi o to byś...-
-Nie zadawała się z zdrajcami krwi i szlamami, tak wiem tato.-dokończyła. Dracon uśmiechnął się i wymienił wzrok z Pansy mówiący "Prawdziwa krew Malfoyów." Pansy nachyliła się nad Laylą i pocałowała ją w czoło mrucząc "Nasza córcia." Nagle z wejścia na peron dobiegł ich gwar nie z tej ziemi. "Śmierdzi mi tu Potterem" pomyślał odwracając się w tamtym kierunku. "No tak, miałem racje" dodał widząc Pottera i Weasleya oraz Granger  i Ginnewre Weasley otoczonych grupką dzieciaków. Nie zauważalnie stanęli obok Malfoyów.
 -Malfoy.-mruknął Weasley
-Potter,Weasley.-odmruknął im.
 W milczeniu mierzyli się wzrokiem. Minęło około 20 lat,a stosunki nadal te same. Tą dość niezręczną chwilę przerwał nadjeżdżający pociąg.
-Layla, idź zajmij sobie miejsce,a ja i tata złotko wniosę twój  kufer.-powiedziała Pansy do córki. Layla jeszcze raz przytuliła rodziców.
-Zobaczymy się na święta Lay.-krzyknął Draco, gdy ona weszła już do pociągu.  
Szybko znalazła wolny przedział, ku jej  rozdrażnieniu nie długo była sama. Do  przedziału władowała się jakaś czarnowłosa a kilka minut po niej dwójka rudzielców.
-Ja jestem Layla Malfoy, a ty jesteś?-spytała brunetkę.
-Alice Nott.-odparła, po chwili jednak dodała -Jesteś córką Dracona Malfoya?-
-Tak.-odparła.-Wy dwaj nie musicie się nawet przedstawiać: rude włosy, piegi jak nic Weasley.- rzuciła do tamtych.
-Tak.-odparli nieświadomi jej tonu i wzroku Alice. Stojący w drzwiach nowy nauczyciel prof Longbottom od obrony przed czarną magią chrząknął
-Zaskakujące...podobne słowa powiedział jej ojciec do Ronalda.- Słysząc go, spojrzała na profesora i uniosła pytająco brew. Teraz profesor Neville Longbottom miał pewność,że to córka Malfoya. Wszędzie rozpoznał by ten szyderczy uśmiech i wzrok, pod którym inni czuli się nie dość dobrzy by z nią rozmawiać. Miał przed sobą dziewczęcą wersje Dracona, obserwował ją i zastanawiał się w czym ona jest podobna do Pansy. Może tą wyniosłością? "E nie, każdy ślizgon jest taki"pomyślał wychodząc z tego przedziału.
Wyciągnęła egzemplarz "Proroka Codziennego" i zaczęła go przeglądać.
-O masz "Proroka'?! Mogę jak skończysz?-spytała Alice.
-Jak chcesz to możesz poczytać razem ze mną.-odparła Layla biorąc gazetę na środek między nimi. Alice się  uśmiechnęła i odparła -Dzięki.-
-Nie ma za co.-również się uśmiechnęła. -Ślizgoni przecież trzymają się razem-dodała z niewyczuwalnym cynizmem cicho tak by usłyszała ją tylko Alice.
-Racja.
Zza gazety, gdy one dwie czytały raz po raz znacząco się śmiały. Dwójka Weasleyów wyciągnęła różdżki by po ćwiczyć zaklęcia.
-Jasper zobacz czego się na uczyłem od ojca.-powiedział wyższy z nich.
-No dajesz, kuzynie Dany.-odparł mu Jasper.
-Vera Veto!-dotknął różdżką swojej sowy. Oprócz dymu to nic się nie stało, sowa nadal była sową.
-Coś ci nie wyszło, czekaj ja spróbuje.-Powtórzył zaklęcie Jasper, również wywołując dym.
Przyszłe ślizgonki zaczęły machać gazetą.
-Khy,khy,khy idioci.-mruknęła Layla wychodząc z przedziału. Za nią pobiegła Alice. Żadna nie miała zamiaru wracać do tego przedziału całego zadymionego przez Weasleyów. Przeszły do wagonu reustaracyjnego. Teraz Layla rozumiała dlaczego ojciec nie raz wyrażał się z pogardą o tej rodzinie. Dobrze, że były ubrane w togi, bo akurat pociąg się zatrzymał. Wysiadły z pociągu jako pierwsze. 
-Pierwszoroczni tutaj.-mówił głośno olbrzymi, z wielką brodą mężczyzna."To musi być ten leśniczy,-Hagrid"pomyślała idąc w jego kierunku. Dziwiła się ,że on tu jeszcze pracuje. Przecież on musi mieć około 100 jak nie więcej. Gdy wysiedli już wszyscy Hagrid zarządził -Wsiadać do łódek po cztery osoby w jednej,.- Layla i Alice wsiadły do łódki w której była dwójka chłopców. Jeden o ciemnej skórze a drugi dziwnie wysoki jak na pierwszorocznego.
-Hey jestem Nate Zabini, pamiętasz mnie Layla? Byłem z moim ojcem gdy wpadliśmy na ciebie i twojego ojca na pokątnej.
-A tak, cześć.-odparła z uśmiechem
-Ja jestem Gilbert Flint.-
-A ja Alice Nott.-
Cała czwórka się roześmiała gdy doszło do nich ,że ich rodzice się znali. Wiosła chwycił Flint. Przypomnieli sobie gdy byli już blisko Hogwartu,że się poznali dużo wcześniej, na jednym z przyjęć organizowanym przez rodziców